Blue Way: Return of Hope
niedziela, 10 stycznia 2016
wtorek, 5 stycznia 2016
OD Aomine CD Thany
-Dlaczego mnie wzięłaś?-zadałem krótkie i zwięzłe pytanie. Wadera nadymała ''poliki'' w grymasie.
-A może tak się przedstawisz?-zaproponowała. Westchnąłem nie zadowolony.
-Aomine.-powiedziałem krótko. Wadera spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Cóż, dość dziwne imię.-A ty?
-Thana.-Powiedziała, gdy wybiłem ją z jej toku myślenia. Deszcz nadal padał. Wydawał się dziś gwałtowny i zimny, który nie posiada skrupułów. Szlag...Czemu ja zawsze muszę interpretować deszcz?! Prychnąłem oburzony swoim tokiem myślenia i rozumowania. Thana spojrzała na mnie pytająco. Odpowiedziałem jej moim obojętnym i pustym wzrokiem. Czemu ja zawsze muszę mieć takie oczy? Co z tego, że są takie piękne skoro są pozbawione jakiego kol wiek wyrazu? Wydało mi się, że to się mija z celem. Za to Thana miała piękne niebieskie oczy, które miały w sobie tą nie ufność lecz mimo wszystko, radość.
Thana? Przepraszam, że tak musiałaś długo czekać ;(
sobota, 2 stycznia 2016
Od Thany - CD Aomine
Poszeszłam bliżej do basiora i spojrzałam na jego piękne, ale mimo wszystsko pozbawione wyrazu oczy.
- Nie chcę Ci robić kłopotu... - zaczął Aomine, ale przerwał mu głośny grzmot.
Szybko pobiegłam w stronę swojej jaskini.
- Aomine! - krzyknęłam, a basior pobiegł za mną.
Po chwili byliśmy już bezpieczni.
- Ja na prawdę nie chcę robić kłopotu... - powiedział niepewnie.
- Ależ to żaden kłopot! - odparłam wesoło.
Usiadłam w kącie razem z Aomine, który z zaciekawidniem mi się przyglądał. Ja też na niego patrzyłam.
Aomine?
czwartek, 31 grudnia 2015
od Otta Cd Lawliet
- Otto, możesz iść spać. Zostanę na warcie. Naprawdę. - zwróciła się do mnie Taravia, moja o kilka minut młodsza siostrzyczka. Ostatnie swoje słowo zaakcentowała nieco ostrzejszym tonem, który nie znosił sprzeciwu.
Pokręciłem przecząco głową, a ona westchnęła ciężko. To ja powinienem chronić ją, a nie na odwrót.
- Po pierwsze, jestem basiorem. Po drugie jestem od ciebie starszy i dlatego to ja, a nie ty, będę tu siedział całą noc i cię pilnował i ochraniał. - powiedziałem powoli, patrząc surowym wzrokiem na waderę, która najprawdopodobniej chciała mi wydłubać oczy.
- Wy, mężczyźni, i wasza męska duma! - syknęła Tara zduszonym głosem. Była wściekła na mnie... jak zwykle. - Masz iść spać, rozumiesz? - dodała rozkazująco.
- Tara... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Nie mów ta do mnie. - rzuciła najchłodniejszym tonem na jaki było ją stać. - Jesteś uparty jak osioł! Ja tak dłużej nie mogę... gdybyś nie był moim bratem nigdy bym się tobie nie podporządkowała, już dawno rzuciłabym się na ciebie, nigdy bym cię nie posłuchała. - gwałtownie zerwała się na łapy i zrobiła parę lekkich kroków przed siebie. Znowu robi mi sceny, siostry są takie upierdliwe.
Taravia potruchtała majestatycznie w stronę wszechobecnej ciemności. W głąb lasu.
- A ty gdzie? - zapytałem, przybierając na twarz maskę zdziwienia.
Wadera przystanęła i zwróciła głowę w moją stronę. Spojrzała mi prosto w oczy, a po krótkiej chwili westchnęła głęboko, wypuszczając głośno powietrze. Dopiero kiedy skończyła ten dziwaczny rytuał odezwała się.
- Odchodzę. Powinieneś wywnioskować to z mej wcześniejszej wypowiedzi... - każde jej słowo było chłodniejsze niż grudniowy deszcz, każde wypowiedziała niespiesznie i dobitnie - ... a podobno jesteś taki inteligentny. - dodała sarkastycznie.
- Dobrze wiesz, że wytrzymasz sama najwyżej dwa dni. Ścigają nas.- powiedziałem, nie dałem wyczuć jej w moim głosie niepewności.
- Jesteś zarozumiałym ignorantem, October - rzuciła chłodniejszym niż przedtem tonem.
Wadera obdarzyła mnie ostatnim, dumnym spojrzeniem. Z miejsca pobiegła w gęstwinę drzew, nie odwracając się już więcej. Widziałem kontur jej sylwetki, z gracją przemierzała coraz większą odległość.
Myślałem, że zawróci, że się rozmyśli, jednak nie zrobiła tego. Po chwili całkowicie zniknęła w ciemności. Teraz wpatrywałem się w ciemność między drzewami.
W pogrążonym we śnie lesie panowała absolutna cisza. Zdawało mi się, że nawet drzewa boją się zatrzeszczeć. Poczułem jak ogarnia mnie samotność.
- Przejdzie jej... wróci... Prawda? - rzuciłem w przestrzeń.
W odpowiedzi ledwo słyszalnie zahuczała sowa.
Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem. Kiedy wstałem byłem przerażony faktem, iż nie ma ze mną Tary. Nie mogła uciec daleko.
Mojej siostry nie było już tydzień. Straszliwie martwiłem się, że coś jej się stało. Nie traciłem jednak nadziei. Szukałem jej uporczywie. Nagle wyczułem jakąś dziwną woń, woń wilka zmieszaną z... morską wodą...?
Biegłem łapiąc górny trop z powietrza, który wzmagał się z każdą chwilą. Czułem narastające podniecenie, miałem nadzieję, że znalazłem siostrę. Usłyszałem wyraźny szum morskiej toni, a moim oczom ukazał się piękny widok. W skąpanym w słońcu morzu stała niekwestionowanie piękna wadera, a jej różowawa sierść połyskiwała w blasku słonecznym. Zachłysnąłem się powietrzem i odchrząknąłem. Wilk odwrócił się i podszedł do mnie.
- Witam, jestem Lawliet, alfa watahy Blue Way, która zajmuje obecnie te tereny. - odezwała się znudzonym głosem - Mogę w czymś pomóc?
Zagapiłem się na nią, co poskutkowało brakiem natychmiastowej reakcji na jej słowa.
- Nie... W sumie, tak. Wybacz. - zacząłem się plątać. - Może widziałaś tutaj niewielką, niebieskooką, waderę o brązowo-białej sierści? - zapytałem, a dopiero potem uświadomiłem sobie, że jestem niewychowany. Nie przedstawiłem się. - Nie przedstawiłem się, wybacz. Jestem Oct...Otto. - byłem strasznie zażenowany tą sytuacją.
Lawliet zaśmiała się.
- Już dwa razy poprosiłeś mnie o wybaczenie. - stwierdziła nieco rozbawiona.
- Może teraz zdołasz to uczynić i mi wybaczysz? - uśmiechnąłem się.
Law?
od Shuien CD Lakoty
- Jestem Shuien, a ty jak się nazywasz? - zapytałam.
- Lakota. - mruknęła cicho.
Skrzywiła się lekko, gdy znów spojrzała na swoją łapę. Jest niezwykle wytrzymała jak na szczeniaka. Nawet większość dorosłych by spanikowała w takiej sytuacji.
- Nie dasz rady dalej iść? - spytałam niepewnie.
Lakota spróbowała wstać, ale nie dała rady. Na jej pysku pojawił się jeszcze większy grymas bólu. Bez zastanowienia delikatnie złapałam ją za skórę na karku. Próbowałam iść tak, aby jak najmniej ją to bolało. Zamierzałam zanieść Lakotę do naszej uzdrowicielki. Iw tedy przyszła ta myśl, że my jednak nie mamy żadnego zielarza, szamana, lekarza ani uzdrowiciela. Zmieniłam trasę idąc w stronę mojej jaskini. Znałam się trochę na ziołach, ale nie na tyle, żeby do końca uleczyć tą ranę. No nic, miałam nadzieję, ze po drodze spotkam kogoś kto mi z tym pomoże. A najlepiej jakby to była Lawliet.
< Lakota? >