czwartek, 31 grudnia 2015

Najlepszego!

Życzymy wszystkiego najlepszego z okazji sylwestra i nowego roku~!

~Administracja

od Otta Cd Lawliet

- Otto, możesz iść spać. Zostanę na warcie. Naprawdę. - zwróciła się do mnie Taravia, moja o kilka minut młodsza siostrzyczka. Ostatnie swoje słowo zaakcentowała nieco ostrzejszym tonem, który nie znosił sprzeciwu.
Pokręciłem przecząco głową, a ona westchnęła ciężko. To ja powinienem chronić ją, a nie na odwrót.
- Po pierwsze, jestem basiorem. Po drugie jestem od ciebie starszy i dlatego to ja, a nie ty, będę tu siedział całą noc i cię pilnował i ochraniał. - powiedziałem powoli, patrząc surowym wzrokiem na waderę, która najprawdopodobniej chciała mi wydłubać oczy. 
- Wy, mężczyźni, i wasza męska duma! - syknęła Tara zduszonym głosem. Była wściekła na mnie... jak zwykle. - Masz iść spać, rozumiesz? - dodała rozkazująco.
- Tara... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Nie mów ta do mnie. - rzuciła najchłodniejszym tonem na jaki było ją stać. - Jesteś uparty jak osioł! Ja tak dłużej nie mogę... gdybyś nie był moim bratem nigdy bym się tobie nie podporządkowała, już dawno rzuciłabym się na ciebie, nigdy bym cię nie posłuchała. - gwałtownie zerwała się na łapy i zrobiła parę lekkich kroków przed siebie. Znowu robi mi sceny, siostry są takie upierdliwe.
Taravia potruchtała majestatycznie w stronę wszechobecnej ciemności. W głąb lasu.
- A ty gdzie? - zapytałem, przybierając na twarz maskę zdziwienia.
Wadera przystanęła i zwróciła głowę w moją stronę. Spojrzała mi prosto w oczy, a po krótkiej chwili westchnęła głęboko, wypuszczając głośno powietrze. Dopiero kiedy skończyła ten dziwaczny rytuał odezwała się.
- Odchodzę. Powinieneś wywnioskować to z mej wcześniejszej wypowiedzi... - każde jej słowo było chłodniejsze niż grudniowy deszcz, każde wypowiedziała niespiesznie i dobitnie - ... a podobno jesteś taki inteligentny. - dodała sarkastycznie.
- Dobrze wiesz, że wytrzymasz sama najwyżej dwa dni. Ścigają nas.- powiedziałem, nie dałem wyczuć jej w moim głosie niepewności.
- Jesteś zarozumiałym ignorantem, October - rzuciła chłodniejszym niż przedtem tonem.
Wadera obdarzyła mnie ostatnim, dumnym spojrzeniem. Z miejsca pobiegła w gęstwinę drzew, nie odwracając się już więcej. Widziałem kontur jej sylwetki, z gracją przemierzała coraz większą odległość.
Myślałem, że zawróci, że się rozmyśli, jednak nie zrobiła tego. Po chwili całkowicie zniknęła w ciemności. Teraz wpatrywałem się w ciemność między drzewami. 
W pogrążonym we śnie lesie panowała absolutna cisza. Zdawało mi się, że nawet drzewa boją się zatrzeszczeć. Poczułem jak ogarnia mnie samotność.
- Przejdzie jej... wróci... Prawda? - rzuciłem w przestrzeń.
W odpowiedzi ledwo słyszalnie zahuczała sowa.
Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem. Kiedy wstałem byłem przerażony faktem, iż nie ma ze mną Tary. Nie mogła uciec daleko.
Mojej siostry nie było już tydzień. Straszliwie martwiłem się, że coś jej się stało. Nie traciłem jednak nadziei. Szukałem jej uporczywie. Nagle wyczułem jakąś dziwną woń, woń wilka zmieszaną z... morską wodą...? 
Biegłem łapiąc górny trop z powietrza, który wzmagał się z każdą chwilą. Czułem narastające podniecenie, miałem nadzieję, że znalazłem siostrę. Usłyszałem wyraźny szum morskiej toni, a moim oczom ukazał się piękny widok. W skąpanym w słońcu morzu stała niekwestionowanie piękna wadera, a jej różowawa sierść połyskiwała w blasku słonecznym. Zachłysnąłem się powietrzem i odchrząknąłem. Wilk odwrócił się i podszedł do mnie.
- Witam, jestem Lawliet, alfa watahy Blue Way, która zajmuje obecnie te tereny. - odezwała się znudzonym głosem - Mogę w czymś pomóc?
Zagapiłem się na nią, co poskutkowało brakiem natychmiastowej reakcji na jej słowa.
- Nie... W sumie, tak. Wybacz. - zacząłem się plątać. - Może widziałaś tutaj niewielką, niebieskooką, waderę o brązowo-białej sierści? - zapytałem, a dopiero potem uświadomiłem sobie, że jestem niewychowany. Nie przedstawiłem się. - Nie przedstawiłem się, wybacz. Jestem Oct...Otto. - byłem strasznie zażenowany tą sytuacją.
Lawliet zaśmiała się.
- Już dwa razy poprosiłeś mnie o wybaczenie. - stwierdziła nieco rozbawiona.
- Może teraz zdołasz to uczynić i mi wybaczysz? - uśmiechnąłem się.

Law?

od Shuien CD Lakoty

Nagły krzyk zerwał mnie ze snu, bez zawahania pobiegłam w kierunku skąd się wydobywał. Byłam zaspania i jeszcze do końca nie wiedziałam co się dzieje, ale biegłam najszybciej jak mogłam. Oczy miałam zasnute mgłą i nie wyraźnie widziałam, dlatego drzewa omijałam nagłymi i szybkimi skrętami tuż przed pniami. Kiedy wpadłam w pajęczynę pokrytą lodem, który stopniał od słońca, rozbudziłam się i biegłam jeszcze szybciej. Dotarłam na skraj lasu i zobaczyłam coś co jeszcze bardziej mnie zmotywowało do działania. Rzuciłam się na lisa, złapałam go za kark i rzuciłam nim daleko. Ten szybko się pozbierał i uciekł. Miałam zamiar go zabić, ale nie zrobiłam tego ze względu na szczeniaka. Spojrzałem na niego i kazało się, że to suczka. Jej łapa nie wyglądała za dobrze, obficie krwawiła, poza tym krawędzie nie były równe tylko obszarpane przez zęby lisa.
- Jestem Shuien, a ty jak się nazywasz? - zapytałam.
- Lakota. - mruknęła cicho.
Skrzywiła się lekko, gdy znów spojrzała na swoją łapę. Jest niezwykle wytrzymała jak na szczeniaka. Nawet większość dorosłych by spanikowała w takiej sytuacji.
- Nie dasz rady dalej iść? - spytałam niepewnie.
Lakota spróbowała wstać, ale nie dała rady. Na jej pysku pojawił się jeszcze większy grymas bólu. Bez zastanowienia delikatnie złapałam ją za skórę na karku. Próbowałam iść tak, aby jak najmniej ją to bolało. Zamierzałam zanieść Lakotę do naszej uzdrowicielki. Iw tedy przyszła ta myśl, że my jednak nie mamy żadnego zielarza, szamana, lekarza ani uzdrowiciela. Zmieniłam trasę idąc w stronę mojej jaskini. Znałam się trochę na ziołach, ale nie na tyle, żeby do końca uleczyć tą ranę. No nic, miałam nadzieję, ze po drodze spotkam kogoś kto mi z tym pomoże. A najlepiej jakby to była Lawliet.

< Lakota? >

Bajkał

Niestety, ale musimy pożegnać się z następnym członkiem. Dzisiaj odchodzi od nas Bajkał, który nie wyjaśnił przyczyn swojego odejścia. Mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś do nas dołączy. Na pewno chętnie go przyjmiemy ponownie.

środa, 30 grudnia 2015

od Lawliet do Otto

Plaża. Cicha, milcząca. Fale rozbijały się o skalisty brzeg z łagodnym pluskiem, kojącym moje uszy co całodziennym wysłuchiwaniu radosnej paplaniny innych wilków. Siedzenie w tym odległym zakątku watahy i rozkoszowanie się widokiem tonącego w wodzie słońca było jak masaż dla umysłu, bo jednak ciało miałam spracowane po dzisiejszej pracy.
Woda kusząco obmywała moje łapy chłodną mgiełką. Przymknęłam oczy, a nogi same skierowały mnie w przejrzystą toń morza.
Było tak wspaniale...
Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie, pomyślałam z delikatnym uśmiechem. Wyciągnęłam pysk w stronę słońca, kiedy usłyszałam za sobą chrząknięcie. Odwróciłam się nagle, jakby słona woda mnie oparzyła. Spojrzałam na brzeg będący kilka metrów dalej. Stał tam jakiś basior, albo jakaś wadera, przypatrując mi się badawczo. Wyszłam z wody i przedstawiłam się, chcąc zrobić dobre... jakieś wrażenie.
- Witam, jestem Lawliet, alfa watahy Blue Way, która zajmuje obecnie te tereny. - powiedziałam, jednak mimowolnie mój ton był zbliżony do znudzonego. Ostatnio taki głos wszedł mi w nawyk. - Mogę w czymś pomóc?
Dopiero wtedy zobaczyłam, że był to masywny basior o trzykolorowym futrze i złotych, wręcz hipnotyzujących oczach. Otrząsnęłam się i zmarszczyłam delikatnie brwi. Był ode mnie wyższy conajmniej o głowę, co było odrobinkę denerwujące, bo przyzwyczaiłam się do górowania wzrostem nad większością wilków. Cóż.

< October? >


od Lawliet - Nieprzyjemne spotkanie cz. 1

Zaspałam.
Aż przykro mi to mówić, że jako przykładna alfa spóźniłam się na swoją zmianę w patrolowaniu terenów. Tak, dorabiałam sobie jako zwiadowca i szpieg, a także strażnik i od czasu do czasu uzdrowiciel, bo zdarzało mi się opatrzyć zranioną łapę czy podrapany grzbiet któregoś z członków watahy.
Wstałam, wybiegłam z jaskini wręcz w pełnym wilczym galopie, zmierzając w stronę jaskini Shuien, aby przekazać jej, że w zadośćuczynienie za te kilkanaście lub kilkadziesiąt minut pójdę dalej i sprawdzę jak się miewają inne watahy, leżące na terenach naokoło naszych. Taak, wydaje się, że to wycieczka krajoznawcza, tak myślałam za pierwszym razem. A tu okazało się, że zaproponować sojusz wcale nie jest tak łatwo. Trzeba się dobrze zaprezentować.
- Shu?
Kiedy wsunęłam się przez wąską szczelinę do dobrze znanej mi jaskini zamieszkanej przez przyjaciółkę, okazało się, że pstrokata wilczyca wstała już dawno temu, a teraz urządziła sobie porządki, niezbędne wyposażenie jaskini przenosząc z miejsca na miejsce.
- Cześć. Jak tu ładnie. - zaanonsowałam swoje przybycie z uśmiechem, od razu chwaląc wystrój.
- Hej. Co tym razem? - spytała od razu, wiedząc, że przybyłam nie bez powodu. Shuien już nauczyła się rozpoznawać po wyrazie mojego pyska, czy wpadam na przyjacielską pogawędkę czy oznajmić że gdzieś się wybieram.

CDN.

Kiedy życie daje Ci sto powodów do płaczu, pokaż mu, że masz tysiąc powodów do radości


Imię: October, jednakże tolerowane jest, a nawet wskazane, zwracanie się do jego osoby Otto.
Motto: "Kiedy życie daje Ci sto powodów do płaczu, pokaż mu, że masz tysiąc powodów do radości"
Wiek: 2 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Obrońca
Partnerka: To trudny wybór, kiedy wszystkie panie są tak piękne, jednak pewna zachwycająca swą słodkością dama szczególnie zawróciła w jego wilczej głowie.
Aparycja: Otto jest masywnym, postawnym wilkiem. Nie jest gruby, o nie, jest po prostu grubokościsty. Pod warstwą puszystego, powichrowanego futra i skóry kryją się pokaźnych rozmiarów mięśnie, których niejeden by się po nim nie spodziewał. Basior ten z pewnością imponuje swoim pokaźnym rozmiarem. Jest o półtorej głowy wyższy od przeciętnego rozmiaru wilka płci męskiej. Posiadacz długich, umięśnionych, jednak smukłych łap, które są bardzo silne, co zapewnia mu dobrą skoczność, oraz rozwinięcie dużej prędkości w krótkim czasie. Trzeba mu przyznać - jest naprawdę szybki, choć patrząc na jego reprezentatywną posturę ten fakt raczej zaskakuje. Dzięki dużej masie jest bardzo wytrzymały - potrafi przebiec długie dystanse, nie odczuwając zmęczenia, potrafi również biec kilka dni bez przerwy. Jest bardzo silny, bez problemów powali pokaźnych rozmiarów jelenia, czy żubra. Nie robi tego jednak często, tylko wtedy, gdy musi wykarmić kilka wilczych paszcz. Patrząc na niego można odnieść wrażenie, że sam mógłby pożreć te tony jedzenia. Nic bardziej mylnego - Otto, choć jest wielki, jada jak wróbelek. Wydawało by się, iż dla niego taki zajączek to nic, że nawet nie poczuje kiedy go zje, ale basior w swoim żołądku ledwie pół owego zajączka zmieści. Wilk zdaje sobie sprawę ze swej ogromnej siły i, choć to może zaskoczyć, potrafi być bardzo delikatny.Jego budowa jest bardzo harmonijna, a wilk porusza się ze swego rodzaju gracją, jednakże brak mu zwinności, przez co czasami zdaje się być niezgrabny. Niezwykła jest sierść Otta - mieni się kolorami październikowych liści; grzbiet, brzuch, szyja, głowa, część łap i ogona oraz uszy są złote, pysk od nasady przechodzi w ciemny brąz, w ten sam kolor przechodzą również łapy i puszysty ogon przy końcu, przednie łapy są białe od stawu łokciowego, a tylne biel mają tylko na palcach, występuje ona również na łukach brwiowych. Futro jest bardzo miękkie, jak u szczeniaka, mimo tego dobrze izoluje od zimna. Opuszki łap są jasnoróżowe i niezwykle delikatne, a mocne pazury i czuły nos czarne jak smoła. Na "brwiach" basiora występują białe plamki w ciemnej oprawce. W lewym uchu widoczne są dwa złote kolczyki-kółeczka, a na lewej przedniej łapie bransoleta z trzech splecionych ze sobą ciemnych rzemyków.
Najbardziej niezwykła nie jest jednak jego mieniąca się złotem sierść, czy imponująca postawa. Najbardziej niezwykłe są oczy wilka. A czemuż to te oczy zasłużyły sobie na osobny akapit? Głębokie oczy, o barwie złota miodu. Słodkie oczy. Piękne, spokojne oczy, w których można by zatopić się. Hipnotyzujące oczy. Duże, w ciemnej obwódce, zastygłe w wyrazie wiecznego zadziwienia, przywodzące na myśl zachód jesiennego Słońca. Oczy wzbudzające zaufanie. To one nadają wilkowi dozy subtelności i delikatności.
Osobowość: October jest wilkiem bardzo pozytywnie nastawionym do świata. Z wszystkimi potrafi nawiązać kontakt i wszyscy od razu go lubią. Jego nie da się nie lubić. Pozytywny wariat, lekkoduch, duże dziecko, które czasami potrafi być naprawdę irytujące, ale jest słodkie. Jest głośny i można rzec, że ma ADHD, gdyż na tyłku długo nie usiedzi. Otto zgrywa pewnego siebie basiora. Potrafi wpasować się każde towarzystwo, jest przyjazny i zabawny, a także wygadany i nie zraża się porażkami. Ma dystans do swojej osoby i potrafi śmiać się z siebie, ale również żartuje z innych, przez co nieraz zdarza się mu kogoś urazić - nieumyślnie rzecz jasna. Często jest wredny i sarkastyczny i niestety zdarza mu się naśmiewać z innych. Jednak to tylko maska, którą przybrał, gdyż naprawdę jest bardzo wrażliwym i delikatnym wilkiem, który boi się pokazać światu swą prawdziwą twarz. Miły, słodki i uroczy, co również stara się ukryć, choć to jego zalety. Jest też bardzo czuły, czego najnormalniej w świecie wstydzi się. Jego prawdziwe słodkie oblicze ukazuje się przed tymi, którym zaufa, jednak tylko bardzo nieliczna grupa wilków może się tym poszczycić. Otto jest obdarzony heroiczną wręcz odwagą. Za przyjaciółmi gotów jest w ogień skoczyć i to bez zastanowienia. Potrafi okazać im dużo wsparcia i zrozumienia, porozmawia, posłuży radą, spróbuje pocieszyć. Niestety wielu nie docenia tej strony jego osobowości, więc Otto udaje radosnego, niedojrzałego "szczeniaka", bo tego od niego oczekuje otoczenie. Do zalet wilka można też zaliczyć niezwykłą inteligencję i spryt, które niestety nie rzucają się w oczy przy pierwszym spojrzeniu. Basior jest nieustępliwy, nigdy się nie poddaje jeśli chodzi o walkę i o serca wader. Raczej trudno mu się jest przyznać do błędów i jest strasznie uparty, nie zmienia zdania. Można mu ufać, nigdy nie zdradza powierzonych mu tajemnic. U innych wilków ceni szczerość, a sam kieruje się w życiu tą cechą. Nienawidzi tchórzy. Wilk ma problem z wybaczaniem, nie daje drugiej szansy. Zawsze stara się uśmiechać, choć czasem może być to trudne. Waderze, na której mu zależy jest gotów zatruwać życie póki się z nim nie umówi, ale też będzie ją chronił. Uważa, że to mężczyźnie są tymi, którzy powinni chronić kobiety, a nie na odwrót. Choć potrafi być upierdliwy zawsze stara się wyświadczać im przysługi i jest dla nich uprzejmy.
Kontakt: Kicikici... 

Potrzeba dwóch do kłamstwa; jeden kłamie, drugi wierzy.

Prosimy o nadesłanie wyglądu na przezroczystym tle.
Imię: Jarmiła albo co tylko komu przyjdzie do głowy.
Motto: Potrzeba dwóch do kłamstwa; jeden kłamie, drugi wierzy.
Wiek: 3,1
Płeć: wadera
Stanowisko: Nauczyciel szczeniąt
Partner: Brak
Aparycja: Nieduża wilczyca o ,,osiołkowatej'' sylwetce, nie sposób zaliczyć ją do najsmuklejszych wader, ale tłuścioszkiem to ona nie jest. Oczy Jar są w kolorze jesiennych liści (hoho, jakże artystycznie). Z kolei jej futro podchodzi pod taki miszmasz - w większości widać jakby beż, przez grzbiet przebiega ciemny brąz z rudawą kępką futra, a wszystkiego dopełniają o wiele jaśniejsze niż ten cały beż... akcenty, tak, dobre słowo. Samica nie wyróżnia się szybkością bądź zwinnością, za to może pochwalić się siłą.
Osobowość: Jarmiła - sroga, gniewna, surowa... a przynajmniej taka miała być. Ogólnie rzecz biorąc jej łojciec chciał mieć super groźne dziecko, więc groźnie je nazwał. Niestety coś pomylił w instrukcji obsługi szczeniąt i nie wyszło, ha! No dobrze, w 1/100 mu się udało, gdyż Jarmek posiada tą typową ''resting bitch face''. ALE! Mimo to jest bardzo miła. Uwielbia wilki z poczuciem humoru potrafiące wprowadzić ją w stan śmiechu padaczkowego. Czy ona sama dzierży taką umiejętnością? Pozostawiam to opinii publicznej. Czasem rozmowa z Jar potrafi dać w kość - przerywa, zmienia temat, wtrąca coś od rzeczy równocześnie twierdząc, iż cały czas słuchała nadawcy. Jednakże lubi oraz chce słuchać co każdy ma do powiedzenia. Niezdara, tu gdzieś wpadnie, tam spadnie, kawałek dalej się potknie. W dodatku pokazuje co czuje bezpośrednio. Tak właściwie najpierw robi, dopiero potem myśli, przez co później tłumaczy się, że wcale nie chodziło jej o coś takiego. Kocha szczenięta, a wyzwaniem jest oderwać ją od tych puszystych kul szczęścia, dlatego chce zostać ich nauczycielem. Chyba do jej hobby należy droczenie się z innymi i polemizowanie. Jarmiła nie jest jednym z tych wyróżniających się z tłumu wilków. Można ją lubić, lub wręcz przeciwnie.
Kontakt: Ryan

Od Mocarnego CD Jack (do Jack lub Lawliet)

Myślałem, że to koniec. Zostałem otoczony przez patrol tutejszej watahy. Źle zrobiłem. Trzeba było najpierw sprawdzić czy tereny są zamieszkane, zanim zaczęło się polować. Teraz czekało mnie jedno - zagryzienie lub wypędzenie. To już zależy od ich Alfy. Usiadłem na tyłku jak nafochany szczeniak i czekałem.Obca wilczyca na którą wołali Jack kulała. Mówiąc krótko mocno skaleczyłem jej tylną nogę. Była wściekła, to było widać.
Jednak nim się spostrzegłem wykonała obrót i skoczyła na mnie z rozdziawioną szczęką.
Nie zdążyłem się uchronić. Położyłem uszy po sobie, schyliłem głowę, gdy Dream Runner boleśnie wbiła mi się w kark. Pokazałem agresywnie kły po czym zciągnąłem ją z siebie, brutalnie uderzając ją o grunt, aż zebrał się kurz. Wilki warknęły na mnie, lecz miałem wrażenie że niechętnie do mnie podejdą. Najeżyłem sierść na wstającą waderę, która zdążyła już wykaszleć trochę krwi i otrzepać się z kurzu. Rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Chciała zaatakować mnie znowu, lecz jedna z wader ją powstrzymała.
- Zabierzmy go do Alfy - westchnęła niska niebiesko-szara wadera. Westchnąłem. Co prawda mało mnie obchodziło co ze mną zrobią -równie dobrze mógłbym wyrwać im się, jednak w głebi duszy chciałem zobaczyć ich watahę.
- Dalej! - warknął władczo jeden z wilków, machnął głową na resztę i popędził w stronę lasu. Jedna z patrolu popchnęła mnie brutalnie pyskiem na co kłapnąłem na nią szczęką. Dream Runner szła niedaleko. Patrzyła na mnie groźnie, miałem wrażenie, że jej lapisowe oczy wciąż mnie śledzą. Położyłem uszy i spojrzałem przed siebie. Patrol prowadził mnie przez las - pachniało tu mocno wilczym moczem. Ukształtowanie terenów rosło w lekką dolinę, obrośniętą niezbyt gęsto wysokimi sosnami. Gdzie niegdzie znajdowały się ogromne skały, wystające z podłoża. Wędrówce towarzyszyło szuranie wilczych łap o leśną ściółkę, stłumione oddechy pyszczków z wywalonymi jęzorami. Co chwila ktoś mnie trącał, zaczynało mnie boleć gardło od ostrzegawczych warknięć. Niech sobie nie pozwalają. Gdybym miał powód rozszarpałbym cały patrol na strzępy. Albo bym zwiał. Po jakimś czasie, na skałach zaczynały pojawiać się inne wilki.
Z obniżonymi głowami, wpatrywały się we mnie nieruchomym wzrokiem, śledziły, niczym głodne bestie. Parę osobników, niczym złote strzały przeskakiwały ze skały na skałę.
Przed nosem przebiegła mi bardzo ładna wilczyca o pięknym białym ogonie w srebrno-bure łaty. Mimowolnie obejrzałem się za nią, lecz Jack warknęła, bym się pilnował.
Stąpałem niezgrabnie, łamiąc każdą możliwą gałązkę.
Dotarliśmy do serca watahy - przynajmniej tak mi się wydawało. Wilki kłębiły się wokół.
Na najwyższej skale wygrzewała się wilczyca. Wyglądała jak każdy wilk - gdyby nie nietypowa kasztanowa sierść, mieniąca się na różowo. Uniosła głowę wpatrując się we mnie twardo. Wytrzymałem jej spojrzenie.
< Jack bądź Lawilet? >

Od Aomine

Samica alfa objaśniała nam plan polowania i jaki kurs obierzemy. Przyglądałem się uważnie nowej wilczycy-Dream Runner. Gy usłyszała, że polowanie odbędzie się pod moim dowództwem wyraźnie spostrzegłem po jej zachowaniu, że jej się to nie podoba. Spięła mięśnie, lecz nie okazała niezadowolenia. Nie pasowało jej to. Mi też to nie bardzo pasowało, gdyż nie znałem jej umiejętności, ale nie wyglądała na jakiegoś żółtodzioba. Lawilet dodała byśmy złapali intruza. Bynajmniej tak ja to zrozumiałem. Powiedziała wyraźnie:'' Jeśli go znajdziecie, przepędźcie go, lub przyprowadzicie do mnie.'' A nie przypadkiem: ''Jeśli go znajdziecie, 'zabijcie go', lub przyprowadzicie do mnie''? By zabić śmiecia było by szybciej, zresztą...była by zabawa. Po za tym Jack wyglądała na taką, która też by była na to chętna.
Jak zwykle odburknąłem Lawilet bez przekonania tym moim pustym głosem.
Wyruszyliśmy. Przebiegliśmy przez las. Thana i Jack wyczuły wyraźną woń obcego wilka. Nie dało się nie wyczuć. Asami znalazła znak pobytu wilka. Jack znalazła starą sierść intruza. Trzymaliśmy kierunek Baraniej Polany, a zapaszek obcego wilka wyraźnie się nasilał. Szedłem pierwszy. ''Będzie ciekawie...'', pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie. Wzrok miałem pełen podniecenia.
Jack szła kilka metrów za mną, lecz i niedaleko mnie. Spojrzałem na wszystkich z ukosa. Thana-masywna wadera, która nie jest nadzwyczajnie szybka, lecz jest silna i może powalić sarnę. Całkiem spokojna i opanowana wilczyca. Asami-Nie jest wyjątkowo silna, lecz posiada zwinność i szybkość której sam jej zazdroszczę. Lecz bywa porywcza i nerwowa, lecz umie się opanować w pewnym stopniu. Jack-Przeciętna wadera, nie wykazująca się niczym specjalnym. Nie skacze zbyt daleko, gdyż ciężar ciała ciągnie ją na dół. Lecz jest imponująco wytrzymała. To jest jej największy atut. Lecz zdaje się, że to ona wolała by teraz dowodzić. Wydaje się, że jest wymagająca i ostra. Mimo woli mam nadzieje że jakimś cudem się z nią dogadam. Wydaje mi się, że chciała by teraz mi skoczyć do gardła i potem powiedzieć: ''No to ferajna, przykro mi, ale nasz strateg nie jest dysponowany i teraz to ja będę dowodzić!'' Urodzona z niej władczyni, lecz to ja teraz dowodzę i musi to w duchu przeboleć. No i ja-Posiadam długie łapy, które są wystarczająco silne i wytrzymałe by powalić sarnę. Po za tym, nie przeszkadza mi widok krwi i poniewierające się flaki. Lubie się poznęcać i pokpić z wrogów. Lecz zdecydowanie jestem zbyt nerwowy i wybuchowy i w przeciwieństwie do Asami ja nie umiem się opanować.
Gdy doszliśmy do polany poleciłem Thanie i Asami by nie wychodziły z za linii drzew. Wadery posłusznie poszły na swoje stanowiska, które były na wschodzie. Jack  kazałem zostać na tym miejscu. Gdy zagonie tu jakąś sarnę, bez problemu wilczyca ją zabije. Dream Runner wzruszyła tylko lekceważąco ramionami. Olałem jej zachowanie by nie wszczynać niepotrzebnej awantury a później najpewniej bójki. Ja ruszyłem na swoje stanowisko. Moje ciemne umaszczenie idealnie skomponowało się z ciemną ściółką i cieniem drzew. Widać było tylko moje oczy. Przeszukałem wzrokiem okolicę. Nie było widać naszej grupy morderców. Uśmiechnąłem się zadowolony.
Nie długo czekaliśmy gdy na polanie pojawił się smaczny kąsek. Lecz, po za jedzeniem pojawił się czarny basior. To własnie ten basior. Obserwowałem jego czarną sylwetkę i jego nie udolną próbę zaskoczenia zdobyczy. Skradał się niezdarnie. Zacząłem kpić w duchu, lecz na pysku ukazał się tylko lekki, wredny uśmieszek. Potem moje kpiny wyraźnie się wzmogły, gdyż intruz nadepnął na patyk.
Po chwili intruz wyskoczył z trawy i ruszył w pogoń za młodziutką łanią. Przez ułamek sekundy, oceniłem jego wygląd. Był wysoki. Posiadał muskularne, ciężkie łapy, które jednym machnięciem mogły powalić cielaka. Był wielki i potężny i do tego jego czarna sierść  dodawała mu wyrazu. Prychnąłem z pogardą. Nagle dostrzegłem Jack. Wybiegła za linii drzew jak torpeda. Dobiegła do obcego, który teraz trzymał za nogę nieporadną ofiarę. Jack zrównała się z nim i widziałem jak mierzy go wzrokiem. Wilczyca postąpiła dość nierozważnie, ale przyznam, odważna jest. Wadera pokazała swoje długie i ostre kły, które wymierzyła, zamiast na pyszną i łatwą ofiarę, na obcego. Po kilku sekundach łania była już powalona i leżała na trawie. Widać było jak Jack kpi sobie z tego wielkiego basiora. Naglę położyła łapę na brzuchu ofiary i uśmiechnęła się drwiąco.  Basiorowi chyba puściły nerwy. Skoczył na kilka razy mniejszą od siebie Jack. A to nie honorowy typ... Błyski kłów, warknięcia, krótkie szczeknięcia. Toczyli się kilka metrów, gryząc się wzajemnie. Dostrzegłem jak intruz wgryzł się w tylną łapę samicy. Ta lekko zawyła, lecz nie dawała za wygraną i dalej cięła ciało przeciwnika. Nie mogę dłużej się temu przyglądać, przecież jestem za wszystkich odpowiedzialny.  Wyskoczyłem za drzew i wskoczyłem idealnie pomiędzy basiora a Dream Runner. Powaliłem łajdaka, przewracając go na plecy. Stałem nad nim, obnażając swoje wielkie, ostre kły, które były wytrzeszczone w wrednym uśmiechu. Usłyszałem jak nadbiegają dwie pozostałe wilczyce. Asami taszczyła za sobą łanię. Jack rozkazała Thanie jej pomóc, nawet lepiej bo wadera się wykończy sama. My się zajęliśmy naszym gościem.
   -Co my tu mamy? Zróbmy z niego stracha na wróble! -Rzuciła wadera z przyjemnością. Uśmiechnąłem się wrednie do basiora.
   -Za brzydki! Po prostu zabijmy, będzie więcej frajdy a po spojrzeniu w jego prawie rubinowe oczy i tak wszystko zdycha.-Parsknąłem.
   -To komplement.-odrzekł z uśmiechem basior. Zaśmiałem się dość dziwnie. Thana i Asami zerknęły na mnie a potem na siebie wymieniając zdziwione spojrzenia, które mówiły; ''Czy z nim wszystko w porządku?''.W moich oczach zatańczyły pełne żądzy mordu iskierki. Podniosłem już łapę by uderzyć go w pysk, przy okazji zaorać mu policzek moimi pazurami gdy usłyszałem:
   -Nie waż się go tknąć!
Za linii drzew wyszła samica beta. Wszyscy się na nią spojrzeli. Obok niej szedł także nowy basior, Kenway. Widziałem, że za kumplował się wcześniej z Asami.  Ruda wilczyca uśmiechała się na jego widok.
   -Zabierzcie go do Lawilet.-powiedziała spokojna. Moja łapa nadal wisiała w powietrzu, gotowa by uderzyć z całej siły. Jack spojrzała na nią lekceważąco.
   -Po co się przysłała?-zapytała się z oburzeniem, i z pretensjami, że zepsuła jej zabawę.
   -Wiedziała, że z was wszystkich są porywcze smrody, więc jestem, by powstrzymać przed ewentualnymi bójkami.-powiedziała. Spojrzała znacząco na mnie. Mimo jej wzroku nadal trzymałem łapę w górze gotowy uderzyć z niesamowitą szybkością. Spionurowałęm ją wzrokiem a wadera tylko westchnęła.
   -No pięknie...-powiedziała patrząc na tylną łapę Dream Runner.
   -To nic wielkiego...-powiedziała obojętnie. Ze smutkiem zeszłem z basiora, z żalem do Shuien że mi przerwała. Asami szła obok Kenway'a, zatruwając mu życie. Ciągle do niego nawijała i śmiałą się. Shuien szła obok obcego. Ja szłem z jego drugiej strony. Thana szła z tyłu. Jack szła kuśtykając lekko, z przodu. Nagle intruz skoczył na Dream Runner i znowu się zaczęło.
   -Jacl, nie!-krzyknęła beta. Jednak za późno gdyż samica zdążyła już pokazać swoje kły.
Uśmiechnąłem się a w oczach zatańczyły iskierki pełne sarkazmu. Znowu skoczyłem pomiędzy ich. Tym razem już nie czekałem na sprzeciw bety i od razu podniosłem łapę i uderzyłem basiora, rozorując jego polik. Tym razem musiałem. Byłem świadom, że wszytskie nasze występki wylądują u Lawilet, ale musiałem zaspokoić moją żądze. Zaśmiałem się i zeszyłem z basiora. Beta spojrzała na mnie z pode łba. Uśmiechnąłem się tylko wylizując moją łapę z resztek krwi. Jack i czarny basior nadal jeżyli na siebie sierść.

Shuien/Kenway/ czy ktoś tam? XD
*Musiałem napisać, bo dawno nie pisałem ^^*

wtorek, 29 grudnia 2015

Od Jack CD. Mocarza

         Lawliet siedziała spokojnie naprzeciwko Aomine i Dream Runner, za nimi natomiast stały jeszcze dwa wilki - Thana oraz Asami, która na czas nadchodzącego polowania została zwolniona z warty strażniczej.
         Alfa pomiędzy kolejnymi liźnięciami swojego różowawego futra tłumaczyła czwórce łowców cel ich wycieczki oraz opisywała drogę, jaką obiorą. Ku nieszczęściu Dream Runner — pod przewodnictwem Aomine. Od momentu, gdy wilczyca usłyszała jego imię po słowach: "Dowodzić wam będzie..." patrzyła na niego spode łba, skrycie marząc o wydłubaniu mu oczu rozgrzanym do czerwoności patykiem. Ale nie dała po sobie poznać swojej złości. Nie mogła. Była nowa w watasze — musiała więc zachować pozory względnej normalności.
         — Obierzcie kurs na Spiczaste Skały, później na Baranią Polanę. Jest duża szansa, że po odejściu owiec znajdziecie innych roślinożerców w tamtych stronach — Lawliet ucichła na moment, nagle pogrążając się w myślach. Dream Runner westchnęła ze zniecierpliwieniem, wyrywając Alfę z zamyślenia. — I uważajcie. Darwish Soul powiedział, że w dalekich zakątkach naszego terytorium widziano nieznanego wilka. Jeśli znajdziecie go, przepędźcie lub przyprowadźcie do mnie.
         — Tak jest, Lawliet — mruknął Aomine tak pustym i lekceważącym głosem, jakby sam w swoje słowa nie wierzył. Jack podniosła się na cztery łapy i niechętnie pomaszerowała za samcem, a dwa kolejne wilki ruszyły zaraz za nią. Jack czuła jak jej mięśnie się napinają, a ochota skoczenia na Aomine i odgryzienia mu łba wzrasta. Musisz pozostać spokojna, upomniała się. Będziesz miała szansę przewodzić wielu patrolom łowieckim. Spokojnie.
         Wyszli w las i przemierzyli prawie całą drogę w absolutnej ciszy. Dopiero pod koniec Thana podeszła do Dream Runner i szepnęła jej do ucha, że wyczuwa nieznaną woń. Jack skinęła jedynie głową, nie wydając z siebie nawet pojedynczego pomruku... Bo sama wyczuwała ten zapach.
         Zapach wilka. Zapach intruza.

         Zbliżali się do Baraniej Polany, a smród stale znajdujących się tam fekalii zdecydowanie stał się wyraźniejszy. Tak samo jak zapaszek nieznanego wilka. Jack odnalazła pęczek ciemnej sierści należącej do intruza, a Asami miejsce, w którym załatwił potrzebę fizjologiczną. Nie było wątpliwości — przechodził tamtędy, a patrol deptał mu po piętach.
         Nie było jednak czasu szukać intruza, trzeba było znaleźć pożywienie, by wyżywić rosnącą grupę, w której — według Jack — znajdowały się paszcze godne i niegodne jedzenia, a obie grupy musiały zostać nakarmione. Tak nakazywała Alfa, a jej Jack nie mogła się sprzeciwić. Jeszcze nie.
         — Asami i Thana, idźcie na wschód i obserwujcie polanę. Nie wychodźcie spomiędzy drzew — polecił im Aomine i dwie wilczyce udały się we wskazaną im stronę. — Dream Runner, zostań tutaj, gdyby jakaś łania postanowiła uciec do lasu. Złapiesz taką bez trudu. Ja pójdę i zagonię ewentualne jelenie do was.
Jack jedynie wzruszyła ramionami i podeszła bliżej do krzewów, które ogradzały las od wysokiej trawy pokrywającej polanę. Położyła się i obserwowała. Aomine odszedł, Asami i Thana prawdopodobnie już dawno ustawiły się na odpowiednich pozycjach — pozostawało więc czekać.
         Niedługo potem na polanie pojawiło się niewielkie stadko kopytnych roślinożerców. Coś przykuło jednak uwagę Jack bardziej niż zbliżający się smaczny posiłek — w trawie w stronę łań skradał się czarny wilk. Dream Runner obserwowała jego nieudolną próbę zaskoczenia zdobyczy. Kretyn, parsknęła w duchu. Jak można nadepnąć na patyk? Nie odważyła się jednak zaśmiać, siedziała cicho jak mysz, która ukrywa się przed drapieżnikiem. Gdy czarny wilczur wyskoczył i rzucił się do pogoni za jeleniami, Jack na chwilę wstrzymała oddech. Wilk był ogromny, potężny, zbudowany na kształt doskonałej maszyny do zabijania. Nie mogła odmówić mu imponującego wyglądu, choć na głos na pewno nigdy by tego nie przyznała.
         Wilk zanim jeszcze zdążył dopaść nieporadnego cielaka, Jack wyskoczyła spomiędzy krzaków i pognała w stronę zdobyczy. Gdy nieznajomy trzymał zwierzę za tylną nogę, ona zadała śmiertelny cios. Krew trysnęła jej na pysk, przyjemny zapach zbliżającego się posiłku naćpał wszystkie jej zmysły. Doskonale, pomyślała, teraz trzeba się tylko pozbyć tego kogoś i po problemie.
         Wilczur warknął na Jack, osłaniając zdobycz tak jak matka chroni szczenięta przed agresorem. Dream Runner odwarknęła zdecydowanie, ukazując długie kły. Nie zamierzała stracić tak łatwo upolowanego posiłku.
         — Odejdź! — mruknęła, podchodząc bliżej i, zanim wilk zdążył zrozumieć, co się dzieje, odepchnęła go łbem od martwego jelonka. Tak jak Jack przewidziała, intruz rzucił się na nią bez wahania, była jednak na to przygotowana. Skoczyła do góry, nie zbyt wysoko, ale wystarczająco, by samiec przeleciał pod nią. — Pudło.
         — Nie waż się tknąć tego cielaka — z głębin jego ciała dobiegł głośny bulgot.
         — Czyżby pieseczek był głodny? — Jack postanowiła chwilę podroczyć się z czarnuchem, więc wyciągnęła łapę i położyła ją na brzuchu cielęcia. — Dotknęłam. Co teraz?
         Nie dane jej było długo czekać na odpowiedź. Wilk ponownie na nią skoczył. Tym razem stawiła mu czoła, odpychając się tylnymi nogami i uderzając w niego jeszcze w powietrzu. To basior pierwszy dotknął ziemi, przyjmując na siebie całą siłę uderzenia. Przeturlali się kilka metrów, zanim zatrzymał ich powalony pień. Jack gryzła i drapała przeciwnika, ten zaś szarpał jej tylną nogę swoimi długimi zębami. Powarkiwania, krzyki bólu i szczeknięcia poinformowały trzech członków watahy o rozstrzygającej się walce. Pojedynek przerwał Aomine, znikąd wskakując na czarnego wilczura i przewracając go na ziemię. Jack natychmiast wyrosła na wszystkie cztery łapy... no dobra, tylko trzy, bo czwarta mocno krwawiła i nie zdołałaby utrzymać ciężaru Dream.
         — To ten intruz! — zawołała nadbiegająca Thana. Za nią Asami taszczyła sporą łanię.
         — Thana, pomóż jej! Przecież zaraz padnie na zawał, jeśli jeszcze metr sama będzie ciągnąć tę biedną sarnę! — zawołała zdenerwowana i nabuzowana ogromną dawką adrenaliny Jack. Biało-niebieska wadera rzuciła się na pomoc Asami, by bardziej nie irytować zwiadowczyni. — Co my tu mamy? Zróbmy z niego stracha na wróble. — Rzuciła Dream Runner, wskazując pyskiem dyszącego basiora.
         — Za brzydki! Zamiast odstraszać, zabijałby. Wszystko padałoby martwe po spojrzeniu w jego straszne ślepia — parsknął Aomine.
         — To komplement — intruz uśmiechnął się chytrze. Strateg spojrzał na niego z góry, mściwe iskierki zatańczyły w jego niebieskich oczach. Napiął mięśnie łap i już zamierzał uderzyć nieznajomego prosto w pysk, gdyby nie krzyk Shuien.
         — Nie waż się go tknąć!
         Cała piątka spojrzała na wychodzącą spomiędzy drzew Betę. Szła w towarzystwie Kenway'a.
         — Zabierzcie go do Lawliet.
         — Po co cię przysłała? — zapytała Jack, nie do końca dowierzając, że to ona zadaje to pytanie. Jej ciekawość z dnia na dzień wzrastała. Zaczęła zadawać zbyt wiele pytań i interesować się rzeczami, które nigdy wcześniej jej nie obchodziły.
         — Wiedziała, że są z was wszystkich zbyt porywcze smrody, więc jestem, żeby powstrzymać was przed ewentualnymi bójkami — uśmiechnęła się ciepło. Jej nos nagle nerwowo się poruszył, zaciągnęła się powietrzem i zrozumiała, że odrobinkę się spóźniła. Zerknęła na podniesioną z ziemi nogę Jack. — Świetnie.
         — To nic wielkiego — mruknęła wadera i ruszyła w kierunku lasu, kuśtykając. Wiedziała, że nie miała racji. Basior mocno wyszarpał jej nogę. Nienawiść Jack do tego intruza natychmiast skoczyła w górę o kilkanaście poziomów. Nowa złość zalała jej mózg niczym nacierający rój mrówek. Przystanęła i zerknęła przez ramię na również zakrwawionego samca, planując ponowny atak.
         — Jack, nie! — krzyknęła Shuien, ale Dream Runner zdążyła już wybić się w powietrze i ukazać błyszczące kły.

Mocarzu? :3

Od Mocarnego

Parszywe słońce gotowało moje ciało w grubym futrze. Łapy piekły mnie od ciągłej wędrówki po kamiennym gruncie. Życie samotnika nie należało do prostych, jednak byłem przyzwyczajony do tego typu objawów. Znajdowałem się na Amethist Mountain, suchych i gorących pustkowiach. Cały krajobraz otaczały piaszczysto kamienne szczyty, gdzie nie gdzie wyrastały kępki traw. Dalej można było dostrzec lasy sosnowe wyglądające jak zapałki wbite w ziemie. Nie wiedziałem dokąd zmierzać. Tereny były mi nieznane, gdyż zawędrowałem na nie przypadkiem. Miałem tylko nadzieję, że nie zamieszkują je żadne watahy. Bo byłby problem. 
Zaszeleściły trawy. Jedno źdźbło ugięło się nieznacznie. Nikt normalny nie zwróciłby na to uwagi jednak ja wiedziałem, że ruch wywołało coś co żyje, porusza się i jest futrzaste. Wygiąłem ciało wybijając się tylnymi nogami, lądując w kępie. Zakleszczyłem brutalne szczęki na zwierzątku, które nic się nie spodziewało. Ogromną szczęką złamałem królikowi kręgosłup. Podniosłem martwe ciało w pyszczku, po czym jednym hapsem schrupałem łup, wypluwając okrwawione kości. Pyszczek miałem cały we krwi, więc oblizałem się. 
Nie było co marnować czasu. Musiałem ruszyć w dalszą drogę. Znaleźć schronienie na noc, trochę więcej pożywienia, gdyż muszę przyznać, jedzenie było tutaj mizerne. 
<> <> <>

Moja ciągła wędrówka doprowadziła mnie aż do małej doliny, obsianej gęstymi lasami. Było tu o wiele chłodniej i wilgotniej. Niesamowite, jak szybko zmienia się klimat. Po drodze udało mi się przepędzić z terenów parę zagubionych dusz. Od dłuższego czasu nie jadłem więc byłem nerwowy, przykuwał mnie każdy szelest. Las w przeciwieństwie do tamtejszych gór, wydawał się zamieszkany. Pętle różnych zapachów wisiały w powietrzu, zwierzyna była tłusta, jednak bardziej wyczulona na niebezpieczeństwo bo trudno było cokolwiek złapać. 
Zaczynałem się denerwować. Brzuch ewidentnie mi się skurczył, pod grubym futrem zaczynały rysować się żebra. A miałem nadzieję, że uda mi się wyhodować trochę tłuszczu. 
Przemierzałem trawiaste połoniny. Źdźbła sięgały mi do piersi, niektóre łaskotały po twarzy. Nie były to dobre tereny gdzie mogłaby się schować zwierzyna. Jednak mimo tego czułem tutaj dziwną woń...Obcą. W pewnym momencie zatrzymałem się i powąchałem powietrze. Woń przybrała na sile, była ostra i niezbyt przyjemna. Pachniała...wilczym futrem. 
Nie bałem się, jednak wyostrzyłem zmysły. Dla bezpieczeństwa przylgnąłem mocniej do ziemi, położyłem uszy i napiąłem mięśnie. W powietrzu wyczułem coś jeszcze... zapach łagodny i smaczny, mieszający się z zapachem mokrej leśnej ściółki, mchu i ciepłej zwierzyny. Sarny.
Widziałem je. Małe stadko pojawiło się na horyzoncie, ginąc w odmętach zielonej trawy. Stado składało się z 4 dorosłych saren, w tym jedna ciężarna, dorosłego rogacza i jednego młodego cielaka. Oblizałem pysk.
Napiąłem łopatki i powoli skradałem się w ich stronę. Byłem wilkiem potężnej budowy - moje łapy były ciężkie i niezgrabne, co okropnie przeszkadzało samotnikowi. Jednak musiałem sobie radzić ze swoim ciałem.
Byłem już wystarczająco blisko. Widziałem drobiny mchu na porożach rogacza, ich zapach mącił mi w nosie. Stado było zajęte paszeniem się, nie zauważyło czarnego wilka czającego się w trzcinie.
Na moje nieszczęście, musiałem postawić łapę patyku, który spadł mi pod nogi chyba z nieba. Rogacz uniósł szlachetną głowę, po czym ruszył do ucieczki a jego stado za nim. 
Wykonałem zwrot i ruszyłem pędem za nimi. Adrenalina buzowała mi w żyłach, biegłem ile sił w łapach. Stado oddalało się z każdą sekundą. Rozwarłem pysk łapiąc hausty powietrza. Nie mogłem się poddać. 
Myślałem, że nie ma już nadziei, kiedy na moje błogosławieństwo, młody cielak, potknął się o wystający upadły konar. Siła rozpędu rzuciła nim o grunt, wprost słyszałem trzask łamanych żeber. Oczy zalśniły mi dziko. Przyśpieszyłem, ponieważ sarna podniosła się na nogi i kulejąc w panice próbowała dogonić matkę. Wiedziałem, że będzie mój.
I wtedy z lasu wybiegł wilk. Nie wiedziałem czy to samotnik, czy patrol watahy, jednak biegł równie szybko i zrównał się ze mną. Wiedziałem jedno - rozpoczęła się rywalizacja o pożywienie. 
Wadera miała buro-szarą maść z odcieniami rudego i płonącymi błękitnymi oczami. Łapy przechodziły jej w biel. Byłaby dla mnie zwykłym upierdliwym wilkiem, próbującym skorzystać na moim polowaniu, gdyby nie to, że do złudzenia przypominała Fireher.
Te same umaszczenie...ta sama dynamika biegu, zawziętość w oczach... Coś ścisnęło mnie w sercu, lecz jeszcze mocniej w żołądku. 
Zrobiłem parę wyskoków i zrównałem się z sarną. Przerażone zwierze wierzgnęło, a ja uniknąłem jego kopyta po czym agresywnie wbiłem się zębami w udo malucha. Obcy przeciwnik wyskoczył na kark sarny i skutecznie zagryzł tętnice. Cielak padł.
Oddychałem ciężko, jednak nie marnując czasu zatopiłem szczęki łapczywie wydobywając kawały tłustego, ciepłego mięsa. Wadera podeszła aby się też pożywić, lecz warknąłem na nią ostro ukazując wszystkie kły.
O dziwo wilczyca odwarknęła.

<Jack? >

Od Kiby CD Shadow

 Byłem w lesie. W powietrzu było czuć woń jakiegoś wilka. Przymknąłem oczy i szedłem w tamtym kierunku. Nagle niemiłosiernie zacząłem odczuwać ból w tylnej łapie, no tak... skaleczyłem się podczas walki na jelenia, ale tak czy siak wygrałem i miałem pyszny posiłek. Ruszyłem dalej. Wyjrzałam zza drzewa i ujrzałem waderę o czarnej sierści z białymi pasami na łapach, polowała na łanie. Odciągnęła jedną dalej od stada, już miała atakować ją kiedy to jeleń z ogromnym porożem ruszył ku niej jak taran. Wilczyca w ostatniej chwili odskoczyła, łania uciekła. Jeleń znów ruszył na nią, zaciekle walczyła tak samo jak to majestatyczne stworzenie. Przemyślałem wszystko rozważnie czy jej pomóc, czy też nie. Odwróciłem na chwilę wzrok, a kiedy wróciłem wzrokiem na tamtą walkę o śmierć i życie zauważyłem że wadera oberwała nieźle w brzuch od zwierzęcia. Ruszyłem jej na pomoc. Wyskoczyłem przed nią stając w jej obronie. Jeleń ruszył na mnie, rzuciłem się na niego i ugryzłem w szyję, trzymałem. W pysku poczułem smak szkarłatnej cieczy. Zacisnąłem jeszcze bardziej szczęki, odepchnął mnie po wielu próbach. Czarna wilczyca wskoczyła mu na kark i ugryzła go, odsłonił swoją szyję, to jest to! Ruszyłem na niego i przegryzłem tchawicę. Zwierze męczyło się. Wadera przymknęła oczy i jednym ruchem pyskiem wykręciła mu kark. Zeskoczyła z niego.
- Dzięki. - spojrzała się na mnie pustym wzrokiem.
- Nie ma sprawy. - posłałem jej jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów. - To nie jest wasz teren?
- Ta polana akurat do niego nie należy... Czemu pomogłeś mi? Obcej?
- Sam nie wiem... poczułem taką potrzebę...
Spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Shadow.
- Kiba.
Podeszła do jelenia i zaczęła swoją ucztę. Już miałem odejść...
- Nie poczęstujesz się? W końcu to ty go załatwiłeś żółtooki. - uśmiechnęła się zadziornie.
Wziąłem do pyska mięso i rozkoszowałem się jego smakiem.
- Czemu nie pozwoliłeś mi zginąć? - spojrzała się w moją stronę.
- Zadajesz za dużo pytań...
Patrzała na mnie poważnie.
- Otarcie się o śmierć jest czymś podniecającym. Śmierć to piękne słowo. - powiedziała. Zdziwiło mnie to. - Więc dlaczego?
- Można powiedzieć że moja duma mi na to nie pozwala.

 Kiedy zjedliśmy zwierzę postanowiłem zadać jej to pytanie:
- Czy zaprowadzisz mnie do swojej Alfy?

<Shadow?>

Każdy wilk ma swój honor. Wilk pozbawiony honoru nie jest już dumnym wilkiem, błąka się w ciemnościach

Imię: Kiba
Motto: "Każdy wilk ma swój honor. Wilk pozbawiony honoru nie jest już dumnym wilkiem, błąka się w ciemnościach."
Wiek: 4 lata 8 miesiące
Płeć: Basior
Stanowisko: Wojownik
Partnerka: Zauroczony
Aparycja: Kiba jest dosyć sporawym wilkiem. Jego wzrost jest wyższy od maksymalnego wzrostu wilka. Ma żółte, wręcz złote, przyciągające wzrok oczy. Jego umaszczenie jest czworokolorowe, najwięcej jest czarnego, potem czerwonego, szarego i kończąc na ciemnobeżowym. Na jego ciele widać liczne blizny, spowodowane walkami. Można zauważyć że na szyi ma obrożę która z każdej strony ma łańcuchy.
Osobowość: Kiba na ogół spokojny wilk którego nie łatwo wytrącić z równowagi. Tajemniczy. Był Alfą watahy która całkiem niedawno zniknęła, dlaczego? Wszyscy zostali wybici, jedyny on przeżył nad czym bardzo ubolewał. Został pojmany przez człowieka do niewoli, wyrwał się z niej - stąd ta obroża. Jest przyjacielskim wilkiem, liczy się na niego bezpieczeństwo oraz zdrowie watahy. Nigdy nie myśli pochopnie, zanim coś zrobi - myśli. Jest bardzo silny. Ogółem nie lubi mówić o tym jak jego wataha zginęła i dlaczego akurat on przeżył. Wiele swoich cech - najwięcej tych "mrocznych", ukrywa w tajemnicach.
Kontakt: Ainshe02 

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Śmierć jest twoim ostatnim wrogiem, musisz pokonać go sam

Imię: Sierravita, ale posiada ksywki takie jak: Si, Sierra, Sevita, Vitani
Motto: "Śmierć jest twoim ostatnim wrogiem, musisz pokonać go sam"
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Zwiadowca
Partner: Szuka
Aparycja: Niska i szczupła wadera. Sierść ciemnobrązowa, od pyska, poprzez brzuch kremowy pas sierści. Za uchem dwa małe znamiona, w kształcie gwiazdek. Oczy złoto-żółte, Swoim wyglądem przyciąga spojrzenia nie tylko znajomych basiorów...
Osobowość: Sierra jest pospolitym wilkiem. Nikt nie dojrzy jej zalet, jeśli nie podejdzie i nie zacznie rozmowy. Jest bardzo nieśmiała, lecz gdy się ośmieli i przyzwyczai się do towarzystwa jest zabawna i miła. Jest bardzo uczuciowa, wierzy w miłość od pierwszego spojrzenia. Jej ulubioną porą dnia jest noc. Czuję się wtedy jak w siódmym niebie.
Kontakt: ella4002

Od Lakoty

Biały płatek śniegu zleciał mi na pysk, po czym roztopił się i w postaci kropli wody wniknął w sierść. Powoli otworzyłam oczy. Zimno przenikało przez warstwę mojej sierści, która nie była jeszcze wystarczająco długa, by ochronić mnie przed chłodem. Powoli podniosłam się na zdrętwiałych z zimna łapach i przeciągnęłam się. Spanie pod chmurką, nie jest dobrym wyjściem, gdy jest się bezbronnym szczenięciem. Co jednak miałam zrobić? W pobliżu widziałam tylko ten sam widok - pole, pokryte grubą warstwą śniegu. Gdzieś na horyzoncie majaczyła ciemna smuga, która z pewnością oznaczała las. Przełknęłam ślinę. Musiałam uciekać z mojej poprzedniej watahy, przed Nimi, a to oznaczało opuszczenie bezpiecznej dotąd gęstwiny drzew. Nie miałam jednak ochoty zbliżać się do tej dziwnej, twardej ścieżki, która śmierdziała nieznanym mi zapachem, od którego cały czas kichałam no i poruszały się na niej wielkie, warczące potwory w dodatku bardzo szybkie. Tak więc musiałam tułać się gdzieś pomiędzy tymi dwoma miejscami - światem, warczących, twardych potworów i lasu, zajętego przez Obcych. Nie było tu nic więcej poza twardą ziemią i warstwą śniegu. Mój brzuch już dawno przestał burczeć, teraz tylko bolał z głodu. Pragnienie zaspokajałam śniegiem, jednak nie mógł mi on zastąpić prawdziwej wody, ani tym bardziej jedzenia. Zaczęłam iść przed siebie z nadzieją węsząc w powietrzu. Może jakieś głupiutkie stworzonko zamarzło na śmierć gdzieś na tym polu? Niestety do mojego nosa nie trafił żaden obiecujący zapach. Oblizałam się po pysku i zaczęłam iść z pochyloną głową. Musiałam wyglądać na łatwy łup. Wychudzone szczenię o skołtunionej, już nie takiej białej sierści, w dodatku na otwartej przestrzeni gdzie nie ma żadnej kryjówki. Przeszłam kilkanaście metrów, sama nie wiedząc dokąd zmierzam. Co mogło na mnie czekać na końcu tej drogi? Inny las? A może śmierć? Między poduszeczkami łap nazbierało mi się dużo śniegu, który podtopiony zamienił się w lód. Teraz każdemu krokowi towarzyszył ból, gdy delikatne łapy ocierały się o kryształki lodu. W końcu nie mogłam dalej iść. Usiadłam na miękkim puchu i zaczęłam niezdarnie wygryzać z łap lód. Była to bardzo pracochłonna praca, której nie umiałam wykonać. Lód utknął tak głęboko i w tak małych szczelinach, że tylko cudem udało by mi się go wyciągnąć nie gryząc się po łapach. Tylko kilka kawałków udało mi się wyjąć. Ruszyłam w dalszą drogę, czując jak łapy w kontakcie z lodem, powoli się obcierają, aż w końcu zedrą się do krwi. Zacisnęłam zęby i szłam dalej. Nie mogłam się zatrzymać. Oni mogli mnie śledzić, a w tedy czeka mnie to samo co całą moją rodzinę - śmierć. Na wspomnienie braci i rodziców, do oczu napłynęły mi łzy. Szybko zamrugałam by się ich pozbyć. Może po prawie tygodniu, jaki przeżyłam i nic mnie nie dogoniło, powinnam przestać uciekać? Znaleźć bezpieczne schronienie i łudzić się, że jakoś przeżyję? Niestety nie wierzyłam już w taką rzecz, nie w taką ilość szczęścia. Ja już wykorzystałam tyle szczęścia ile może mieć jeden wilk na cały rok. Udało mi się przeżyć bez żadnych umiejętności łowczych. Nic mnie nie próbowało zjeść, ani zabić (z wyjątkiem lisa, ale w tedy byłam jeszcze w pełni sił). Tak więc mogłam sądzić iż ci siedzący na chmurkach, zlitowali się na de mną. Jednak ile mogło trwać to szczęście? Nie mogę myśleć, że jeśli dotąd tylko raz albo dwa otarłam się o śmierć to już więcej nic takiego mnie nie spotka. Westchnęłam, czując jak moje poduszeczki łap, starły się do krwi i zostawiam teraz czerwone ślady za sobą. Nagle gdzieś w odległości kilkunastu metrów usłyszałam kilka szybkich szczeknięć. Nie należały one do psa, ani do wilka. Należały do lisa. Obróciłam błyskawicznie głowę w tamtym kierunku. Moje oczy dostrzegły rudy kształt, szybko pokonujący odległość nas dzielącą. Rusz się! Wrzasnęłam na siebie w myślach, po czym zerwałam się do biegu. Adrenalina huczała mi w żyłach, łagodząc ból i dodając mi sił, przez co mogłam w ogóle biec. Łapa za łapą, zbliżałam się do lasu. Nie chciałam tam wracać, nie wiedząc czy jest tam bezpiecznie, jednak teraz nie miałam wyboru. Las albo śmierć. Nie znaczy to, że po znalezieniu się w lesie była bym bezpieczna. Jednak mogłabym wpełznąć do jakiejś nory, albo w jakąś kryjówkę albo zgubić lisa w plątaninie krzewów. Byłam już coraz bliżej celu, łapy paliły mnie żywym ogniem. Przez chwilę miałam ochotę zatrzymać się i dać się zabić przez tego głodnego lisa, którego w innym wypadku sama mogła bym zabić. Moje cierpienie i nieustanny strach wreszcie dobiegły by końca. Jednak gdy tylko o tym pomyślałam, przed oczami ujrzałam sylwetkę mojego ojca - Dakoty, do którego byłam tak podobna, że można mnie było uznać za jego miniaturę. Gdyby nie to, że ja byłam waderą. Duch mojego ojca z wyobraźni nic nie mówił, patrzył się tylko gniewnie, tak jak w tedy gdy nie przykładałam się do treningów. Nie znosiłam gdy tak na mnie patrzył. Z gniewem a jednocześnie tak jakbym go zawiodła. Nie mogłam tego znieść, ani w tedy ani teraz. Gwałtownie zamrugałam oczami i o ile to możliwe, przyśpieszyłam. W końcu dobiegłam do linii drzew, od lisa dzieliły mnie wyłącznie centymetry, czułam jego ciepły oddech na karku i woń padliny, dobywającą się z jego pyska. Gwałtownie skręciłam za najbliższe drzewo, wiedząc,że teraz uratować mnie może jedynie zwinność. Niestety gdy opadałam na łapy, trafiłam na przykryty cienką warstwą śniegu lód. Moja łapa pojechała w bok i całym ciałem upadłam na twardą nawierzchnię. Lisowi wystarczył jeden sus by mnie dopaść. Nie przygniótł mnie swoim ciężarem, lecz zatopił kły w moim prawym udzie. Zapiszczałam z bólu, sama nie wiedząc czego robię to tak głośno. Wszystkie zasady o tym by być cicho poszły w cholere.
- Pomocy! Niech ktoś mi pomoże! - krzyczałam, piszcząc jednocześnie. Czułam jak moja łapa jest darta lisimi kłami. Nagle krzaki poruszyły się i wypadła z nich ciemna sylwetka. Zaatakowała lisa, który na sam jej widok wziął nogi za pas i umknął w leśną gęstwinę. Ranna, bałam się spojrzeć na przybysza. Czułam jednak, że jest on wilkiem. Lekko zerknęłam w jego stronę.
- Dziękuję. - mruknęłam cicho, nagle onieśmielona, spuszczając momentalnie wzrok. Tak dawno nie widziałam, żadnego wilka, iż nie byłam pewno jak powinnam się zachować. Zamiast więc patrzeć się na obcego, przyjrzałam się swojej tylnej łapie. Duża rana po ugryzieniu o poszarpanych brzegach, obficie krwawiła. Wyglądało to tak, jakby napastnik chciał mnie pozbawić kawałka mięsa, które chciał zjeść. Ta myśl w połączeniu z widokiem mojej krwi, wywołał we mnie mdłości. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na biały śnieg. Coś neutralnego.

<Ktoś?>

Z prądem płyną tylko zdechłe ryby!

"Ty, który patrzysz na nasze wilcze życie z góry!
Kimkolwiek jesteś, do ciebie kieruję swe modły. Nie nazwałabym tego modlitwą, ani nawet rozmową. Raczej monologiem chciwej duszy. Wiedz, że nie żałuję swych ambicji, nie żałuję przelanej krwi, morderstw i kłamstw. Nie żałuję pychy, która mną targa, ani błędów, jakie popełniłam. Nie wyrzekam się z trudem zdobytego doświadczenia. Zwłaszcza gdy szłam po trupach, a droga była kręta i stroma.
Nie przeproszę, nie pokłonię się królom, nie wyrzeknę się wiedzy. Mówię Ci to tylko po to, byś wiedział, że gdy skończę z tymi na Ziemi, zajmę się również i Tobą."


Imię: Dream Runner | Nie obrazi się, jeśli ktoś zawoła na nią Jack lub wymyśli nowe przezwisko

Gdzie zwrócą się twoje oczy, gdy gwiazdy przestaną błyszczeć?
Gdzie podąży serce, jeśli zabraknie nadziei?

- Dream Runner 

Wiek: 4,5 l.
Płeć: Wadera
Stanowisko: Zwiadowczyni
Partner: Brak. Jak znajdzie, to będzie miała.
Aparycja: Jest przeciętnej wagi oraz wzrostu waderą o aksamitnym futrze w wielu delikatnych odcieniach brązu. Okazałaby się zwyczajną wilczycą, gdyby nie piękne turkusowe oczy i dodatkowe bladopomarańczowe znaczenia na sierści.
Nie jest samicą muskularną i nigdy taką nie była. Mimo braku potężnej siły, doskonale radzi sobie na łowach oraz w walce. Jak każdy jednak ma wadę - ta okazała się dotyczyć jej budowy. Ma zbyt ciężki tył ciała, dlatego nie ma prawa - zgodnie z zasadami fizyki - skakać na dalekie odległości. Ciężar ściąga ją w dół. Nie zdoła również osiągnąć imponującej prędkości, ale wytrzymałość jest jej największym sprzymierzeńcem.

"Halfway to heaven
And halfway to hell"

Osobowość: Jeśli po przeczytaniu modlitwy Jack nie zrozumiałeś, drogi czytelniku, kim ona jest, ujmę to jednym słowem - królową. Władczynią absolutną, ambitnym zabójcą bez skrupułów dążącym do celu. Dumna, pyszna, nieznająca sprzeciwu wadera, doskonała aktorka, która zdolność perswazji opanowała perfekcyjnie. Odszczepieniec, zawsze wyróżniający się swoją odmienną opinią. Taka jest Jack. Niepasująca do reszty samica pragnąca władzy.
Właśnie tak wygląda jej prawdziwe ja, jednak każdy z nas potrafi, a jeśli nie to przynajmniej instynktownie powinien umieć, przedstawiać się tak, jak tego oczekuje społeczeństwo. Dream Runner jest na tyle zdolna, by wykreować nowe ja w przeciągu kilku minut z bogatą historią i doskonałym charakterem, nowymi hobby i zdolnościami.
Na co dzień przedstawia się więc jako spokojna, choć wymagająca, surowa wilczyca z instynktem przywódcy. Mówi przemyślanymi zdaniami, zawsze płynnie i starannie. Potrafi komuś dogryźć, robi to jednak dosyć subtelnie. Rzadko bezpośrednio nazwie osobę idiotą, użyje raczej bardziej dystyngowanych określeń, a najlepiej długich skomplikowanych wyrażeń. Doskonali zdolność posługiwania się sarkazmem. Nie jest mistrzynią pracy w zespole, woli albo pracować sama, albo dowodzić grupą. Nawet jeśli wydaje się spokojna i zwyczajna, wciąż zdrzemie w niej ambicja zostania Alfą. Nie zawaha się, nigdy nie przestanie się starać. Kłamie często i praktycznie niezauważalnie, wykorzysta każdą informację, by zniszczyć kogoś, kto stanie jej na drodze; wymyśli doskonałe historyjki i zagrzebie cię nimi w gęstym błocie hańby. Miej się więc na baczności, bo ta ostra choć spokojna i rozważna wadera może okazać się wcieleniem demona i przepustką w sam środek piekła.
Kontakt: universum

Severus

Z nieznanych mi powodów musimy dzisiaj pożegnać się z Severusem, który postanowił odejść z watahy Blue Way. Gdybyś chciał ponownie dołączyć to nasze drzwi są dla ciebie otwarte.

~ Shuien

Nie trzymam niczyjej strony, bo nikt nie trzyma mojej

Imię: Mocarny, bądź Mocarz.
Motto: "Nie trzymam niczyjej strony, bo nikt nie trzyma mojej"
Wiek: 4,5 latek
Płeć: Basior
Stanowisko: Obrońca
Partnerka: Raz się zdarzyło, że pokochał waderkę. Okazało się to błędem, a jego serce zamknęło się na nowo.
Aparycja: Mocarz to ogromny wilk, o potężnej budowie i ogromnych mięśniach. Jego sierść jest czarna z brunatnym połyskiem lekko rozjaśniająca się w szary na ogonie, podbrzuszu i brwiach. Samo jego futro chodź wydaje się puchate i przyjemne w dotyku, jest sztywne i matowe. Nie próbuj go pogłaskać!Mocarny ma potężny kark i silnie umięśnione łapy o kruczoczarnych poduszkach i wielkich pazurach. Oczy ma bursztynowe, mieszane w kolorach ognistej żółci, czerwieni i pomarańczu.
Osobowość: Mocarz jest wilczkiem...trudnym do opisania. Jego cechy składają się z dwóch rodzai: zewnętrznych i wewnętrznych. Cechy zewnętrzne widać u niego gołym okiem, natomiast do tych wewnętrznych prawdopodobnie nigdy się nie dokopiesz.. Co ja o nim mam powiedzieć...
Jest bardzo poważnym wilczkiem, nieznającym się na żartach dla którego liczy się tylko jedno: hierarchia. Siła. Przetrwanie.
Mocarny ma dość trudny charakter. Na pierwszy rzut oka widać u niego nadmierną skrytość, jego postać powiewa tajemnicą. Jest niczym niezbadany obszar. Częstym błędem wilków jest to, że oceniają go od pierwszego wejrzenia lub spotkania. Popełniają wielki błąd i prawdopodobnie na następny dzień się zawiodą. Edward zmienia swoją osobowość co minutę. Nigdy nie wiesz, jakiego go zaznasz następnego dnia.Jedną z najbardziej znanych wszystkim wad jest problem z wstrzemięźliwością, oraz zapanowaniem nad złością. Tiaaak... Szybko się denerwuje, co skutecznie odstrasza inne psy od siebie. "Agresywny". To określenie idealnie do niego pasuje. Nie boi się nakrzyczeć na waderę i nie uważa to za hańbę swojego rodzaju. Bo po jakiego, suczki powinno się traktować z o wiele większą delikatnością? Są tak samo denerwujące... mało,wkurzające. Psychiczny...Jednak potrafi znaleźć w sobie chociaż kroplę litości, daruje ci życie, jednak nie zdrowie. Zostawi cię z połamanymi kończynami... Może odgryzie ucho...Szalony i pokręcony psychopata, zabójca motylków... Pojęcia "ironia" i "sarkazm" są mu jak matka i ojciec. Nie cierpi kiedy ktoś zakłóca jego prywatność, wtedy on sam postara się o to aby czas do końca dnia nie upłynął miło. Zemsta to jego drugie imię.
Swoim głębokim rozsądkiem przypomina pesymistę. Zanim poleci na złamany kark, musi dobrze przemyśleć czy złamanie karku się opłaca.
Zazwyczaj jest podejrzliwy, stara się nie odpowiadać szczegółowo na zadane pytania.
Jest samotnikiem. Nie okazuje litości Omegom. Szacunek okazuje tylko wilkom zasługujących na to.
Kontakt: idaszajbe1006

sobota, 26 grudnia 2015

Od Shadow

 Wróciłam wykończona polowaniem, cały pysk miałam we krwi, przyznam szczere, nie przeszkadzało mi to. Jedyne co zrobiłam to zlizałam czerwoną ciecz z pyska i wybrałam się na spacer. Wsłuchałam się w szelest liści, wiatru. Dzień jak co dzień. Wataha z dnia na dzień się powiększa, co mnie cieszy. Tak wiec dotarłam do wodospadu z którego napiłam się wody. Położyłam się obok strumyka i wpatrywałam się w moje odbicie w tafli. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk i szybko skierowałam uszy w tamtym kierunku skąd on pochodził. Poczułam zapach nieznanego mi wilka. Zerwałam się na równe łapy i byłam przygotowana na wszystko.
- Kto tam jest? - zapytałam warcząc.
Liście na krzaku poruszyły się i zza nich wyłonił się wilk...

<Ktoś chętny?>

od Shuien CD Derpa

Wilk trochę się zmieszał i przeraził usłyszawszy te słowa. Pewnie pomyślał, że chcemy go zabić. Mi się do tego nie spieszyło, może chciałby dołączyć do watahy. Cofnął się, gdy Lawliet usiadła obok mnie. Shadow pewnie teraz jadła, poczułam skurcz żołądka, ale zignorowałam to. Później zjem, teraz są ważniejsze sprawy do załatwienia.
- Jak się nazywasz? - zapytałam.
Wzięłam przykład z alfy i także usiadłam na ziemi. Westchnęłam cicho, zastanawiając się jak długo wytrzymam na głodzie. Nigdy tego nie robiłam, zazwyczaj szłam na polowanie już o świcie, kiedy to zwierzęta najchętniej wychodziły by zjeść trawę zroszoną rosą. Jednak dzisiaj Law poprosiła bym poczekała na nią i razem na nie poszłyśmy już mówiąc szczerze było późne rano, po drodze spotkaliśmy jeszcze Shadow, która chętnie poszła z nami. Tak więc przyszłyśmy we trójkę. I spotkałyśmy tego... Sama nie wiem jak go nazwać. Idiotę? Cóż, nie ważne. Przynajmniej przez te rozmyślania choć na trochę zapomniałam o ssącym mnie głodzie.
- Derp, czy chciałabyś dołączyć do watahy Blue Way? - zaproponowała moja przyjaciółka.
Nazywa się Derp, ciekawe. Mój kumpel z dzieciństwa miał takie samo imię jak on. A może podobne? Sama już nie pamiętam, to było tak dawno temu, że ta informacja została wymazana z mojej pamięci. Wiem, że na pewno zaczynało się na D i tyle.
- Chętnie skorzystam z tej propozycji. - odparł.
Wadera uśmiechnęła się szeroko, po czym spojrzała na mnie.
- Jak zjesz śniadanie to oprowadź go po naszych terenach, nie chciałabym aby się zgubił. Ja wracam do jaskini, mam pewną sprawę do załatwienia, a Shadow już poszła. - kiwnęła do nas głową i odeszła.
Nie zwracając większej uwagi na basiora, odwróciłam się i podeszłam do ciała naszej ofiary. Miała już zjedzone mięso z tylnej nogi i trochę z boku. Urwałam kawałek surowego mięsa i zaczęłam rzuć. Spojrzałam kątem oka na Derpa, który siedział niedaleko. Kiedy przełknęłam to co miałam w pysku, odwróciłam głowę w jego stronę.
- Jak chcesz to możesz jeść. - odparłam i wróciłam do śniadania.

< Derp? >

od Derpa CD Shuien

Uśmiechnąłem się głupawo do wadery.
- Wydaje mi się, że oddycham, ale nie jestem pewny...
Shuien przewróciła oczami i odpowiedziała mi:
- Zawsze możesz przestać.
Wiecie, jaki jest minus bycia największym idiotą jakiego świat widział? Nie rozumiesz praktycznie niczego, więc zaczynasz się z tego śmiać. Zarechotałem cicho, dopiero po chwili rozumiejąc, że to była groźba zmieszana z ironią.
- Tak... Dosyć niezręcznie...
Wilczyca położyła uszy w pozycji "WTF?".
- Shiuen, możesz się pospieszyć? - usłyszałem.
Różowa wadera podbiegła do nas. Już chciałem rzucić jakiś głupi komentarz, ale w porę ugryzłem się w język, o ciupkę za mocno. Stłumiłem w sobie pisk.
- Kto to? - syknęła wilczyca.
Odpowiedziałem za Shu.
- Oto przed Panią Różową kłania się wielki i potężny Derp z północy.
- Osobiście wolę, kiedy nazywają mnie Lawliet. Jestem Alphą na tych terenach.
Shuien usiadła, a ja cofnąłem się. Najprawdopodobniej zaraz umrę. Uroczo.

< Shuien, Lawliet? c: >

Od Asami CD Kenway'a

Kenway...Jedno z najciekawszych imion, które w życiu spotkałam. Jego imię wydawało mi się przeciwieństwem jego samego. Wydawał się bardzo oschły i szorstki a jego imię bardzo delikatnie przechodziło mi przez gardło, co nadawało mu wyraz bardzo dźwięcznego i subtelnego. Wydawało mi się, że basior próbuje się ode mnie uwolnić, lecz iż ja jestem strasznie ciekawska, nie mogłam pozwolić na to by sobie ot tak poszedł. Chciałam się o nim dowiedzieć jak najwięcej tym bardziej, iż wydawał mi się bardzo intrygującą osobą.
Gdy doszliśmy do polany, cała była pogrążona w białym śnie. Białe kryształki śniegu, migotały i wydawało by się iż to nie śnieg, tylko małe cząstki diamentów. Kenway przyglądał się uważnie polanie. Zauważyłam, że się namyślił i jednocześnie podziwiał polanę. Wykorzystałam ten moment nie uwagi basiora i zrobiłam kulkę ze śniegu. Wycelowałam w wilka i takim oto sposobem rozpoczęłam bitwę na śnieżki. Kenway wyglądał na dość zdziwionego, tym sposobem "zabawy". Jednak szybko uznał, że musi się odpłacić i sam we mnie rzucił kulą ze śniegu. Cudem uniknęłam "pocisku", który przeleciał mi dosłownie 1 cm od pyszczka.
 -Haha!-zaśmiałam się z tego, że we mnie nie trafił. Moje wesołe nastawienie wyszło na moją złą stronę. Kenway wykorzystał to, że jestem nie skoncentrowana i, że się śmiałam nie uważając co się wokół mnie dzieje. Rzucił we mnie kulą śnieżną i wcelował centralnie w mój pysk. Poczułam na języku straszne zimno. Zaczęłam kłapać zębami by śnieg wypadł mi z pyska. Najwyraźniej zdaniem Kenway'a wyglądałam komicznie, bo o mało nie położył się ze śmiechu. Ja się kręciłam w kółko i co chwila kłapałam pyskiem. Było mi zimnooo. Spojrzałam na śmiejącego się basiora. Mimo, że wygląda na groźnego, jest...uroczy? Można by powiedzieć, że naprawdę jest inny niż się wydaję. Wygląda na oschłego basiora, który by zabijał z zimną krwią. A jednak nie. I po raz kolejny zgodziłam się z przysłowiem: ''Nie ocenia się książki po okładce''. Właśnie uznałam, że może nie wygląda na takiego, ale możliwe, że ma bogate wnętrze. Uznałam, że muszę je poznać. Moja ciekawość wzięła górę...
Wykorzystując nie uwagę Kenway'a podbiegłam do niego i skoczyłam na basiora. Potoczyliśmy się kawałek z górki. Rozoraliśmy śnieg, tocząc się niczym wielka czarno-ruda kulka. Ja oczywiście nie mogłam powstrzymać śmiechu. Po kilku sekundach "toczenia się", wylądowaliśmy na plecach obok siebie. Spojrzałam na Kenway'a.
 -Osiwiałeś!-zaśmiałam się. Kenway spostrzegł, że był cały w śniegu i był bielutki. Tylko jego oczy świeciły niczym dwie czerwone migoczące światełka. Szczerze mówiąc...jego oczy mnie zaintrygowały. Były piękne, ale coś za sobą skrywały i wiedziałam, że tak łatwo nie oddadzą swojej tajemnicy. Uznałam, że wyciągnę z niego tą jego tajemnice i charakter...
Mój śmiech przerwało kichnięcie, które dla mnie tak samo jak wszystko, było zabawne.

Kenway? ;3

piątek, 25 grudnia 2015

Od Bajkała

Uszy wzdrygnęły się słysząc stukot jelenich kopyt. Były jak rady wskazując miejsce, z którego dany dźwięk pochodzi. Dumnie stały gotowe usłyszeć najmniejszy szelest, tak aby nic nie umknęło ich uwadze. Wzrok dwukolorowych, wilczych ślepi powędrował we wskazaną stronę. Zwierzyna okazała się dokładnie tym, czego uszy się spodziewały. Małe stadko jeleni właśnie przybyło na łąkę. 
Normalnie w lasach o tej porze roku rzadko można było zobaczyć jedną parzystokopytną istotę, a co dopiero kilka! Obecna zima wyróżniała się wysoką, dodatnią temperaturą, brakiem śniegu i promieniami słońca.
Dorosły samiec przewodził grupce paru sarn, które przyszły pożywić się jałową trawą. Dostojnie kroczył wśród swoich podopiecznych demonstrując przy tym swoje idealne poroże, jakby chciał odstraszyć drapieżników czających się w zaroślach, m.in. Bajkała.
Basior poczołgał się ocierając brzuchem, bliżej zwierząt, aby ujrzeć je w pełnej krasie. Starał się zrobić to jak najciszej się dało i ich nie spłoszyć. Zamiatał swoją sierścią każdy kamyczek, lecz pomimo niewygodnej pozycji brnął dalej przed siebie.
Ubarwienie Bajkała zawsze sprawiało mu kłopot w polowaniu. Żadne z tutejszych drzew nie miało biało-szarej kory, aby mógł się kamuflować. Przez to statystycznie wyglądał kiepsko w zdobywaniu pożywienia, bowiem udało mu się coś upolować raz na pięć możliwości. Jeśli w ogóle.
Ukrył się w gęstych dzikich krzewach i oceniał każdego jeleniego przedstawiciela z osobna w celu znalezienia najmniej sprawnego fizycznie. Żyjąc w pojedynkę nie mógł liczyć na lepszy kąsek, więc eliminował najsłabszych.
Stojąca i pasąca się na uboczu, niczego nie świadoma młoda sarna zerkała co jakiś czas na swoje stado. Tym razem to ją wybrał na omegę, na dodatek stała najbliżej kryjówki Bajkała.
Basior już miał się rzucić na leśnego mieszkańca, gdy nagle z drugiego końca zaatakowała mała wataha prowadzona przez młodą waderę.
Zwierzyna zaczęła się rozpraszać, a wilki zataczały kręgi łapiąc w sidła parę z nich.
Bajkał postanowił nie marnować takiej okazji i ruszył na „pole walki” przyłączając się do wilczego bastionu.


Ktoś chętny? :)  

Od Kenway'a C.D Asami

Szczerze powiedziawszy, nigdy nie spotkałem się z tak rozpromienioną, a zarazem piękną istotą, która mimo, iż patrzyła w ślepia samej śmierci umiała się zaśmiać i odegnać lęk, co wyraźnie mnie zniechęciło. Wszakże czerpałem przyjemność z cudzego cierpienia i strachu, a... Asami? Ta... imię równie piękne jak jego posiadaczka, chociaż przyznaję to z lekką niepewnością.
- Zawsze jesteś taka śmiała? - Spytałem szczerze rozbawiony, ponieważ od dłuższego czasu zaczęła trawić mnie ciekawość. Pragnąłem dowiedzieć się o niej więcej...
- Eee... Tak. - Odpowiedziała pewna siebie samica uśmiechając się do mnie po raz kolejny co było z lekka intrygujące. Dziwne, a zarazem przyjemne ciepło wypełniło mnie od środka, chociaż na wierzchu wciąż emanowałem chłodem i obojętnością.
- Daleko do tej Alfy? - Zmieniłem szybko temat po dość długiej chwili milczenia.
- Nie. - Odparła nadal łagodnie wadera po czym wskazała swą łapą dość sporą jaskinię, która znajdowała się naprzeciw nas i, której ja nie zdołałem przedtem zauważyć przez zarośla i krzaki, które okryte były teraz cienką warstwą świeżego śniegu. Widząc na progu jaskini widoczny zarys wilczej sylwetki, przyspieszyłem, a Asami, która nie chciała stracić mnie z oczu wyrównała do mnie. Alfa nas zauważyła, ale swoje wyniosłe spojrzenie utkwiła właśnie we mnie jakbym nie było jej dane jeszcze oglądać stworzenia tak znudzonego własną egzystencją.
- Witaj Asami. - Mówiąc to uśmiechnęła się ciepło w stronę towarzyszącej mi wadery. Samica również ją przywitała i przeszła do wyjaśnień. Oczywiście, musiałem się wpierw przedstawić i zmusić się do ukłonu by okazać chociaż trochę kultury i poloru. Alfa zgodziła się bez wahania, chociaż wyraźnie obawiała się czy przyjęcie kolejnego zabójcy do watahy jest dobrą decyzją. Cóż, do niczego innego się nie nadawałem i lepiej żebym niósł śmierć z precyzję, niż żebym bezskutecznie próbował swych sił w polowaniu. Słysząc zgodę pospiesznie wyszedłem z jaskini ograniczając się tylko do cichego pożegnania i dorzucenia pustego słowa "dziękuję". Asami, rzecz jasna, dogoniła mnie chociaż za wszelką cenę próbowałem ją zgubić wśród drzew.
- Unikasz mnie? - Spytała jakby lekko urażona, a ja w odpowiedzi zaśmiałem się dość szyderczo co chyba nie spodobało się mojej towarzyszce. - Założę się, że nawet nie znasz tych terenów. - Powiedziała już pewniej siebie po czym uniosła "brew" do góry uświadamiając mi, że nie mam innego wyboru. Wydałem więc z siebie dość nieprzyjazny i gniewny pomruk po czym podszedłem do niej zatrzymując się dopiero w dystansie dwóch metrów, chociaż to i tak było dla mnie zbyt blisko. - Mam rację? - Spytała jakby chciała usłyszeć moje krótkie "tak".
- Będziesz taka litościwa i mnie oprowadzisz? - Spytałem z nutą sarkazmu w tonie, a wadera jeszcze raz się uśmiechnęła, chociaż tym razem był to bardziej szelmowski, niż ciepły gest.
- Jeśli chcesz...
- A więc prowadź. - Powiedziałem energicznie po czym ruszyłem przed siebie z pewnością, że skierujemy się właśnie w tamtą stronę.
- Eee, Kenway? Może lepiej pójdziesz za mną. - Upomniała mnie z śmiechem podkreślając z szczególnością me imię, które brzmiało w jej "ustach" niezwykle dźwięcznie i delikatnie, a bynajmniej lepiej, niż wypowiadali je moi wrogowie. Tak więc, ruszyłem za nią, chociaż z niechęcią szedłem przy niej i karciłem się w duchu za to, że w ogóle się zgodziłem, chociaż mogło być do dla mnie nowym doświadczeniem... Wieki minęły od czasu gdy ostatni raz otworzyłem do kogoś pysk, więc starałem się nie narzekać na towarzystwo tak, wydaje się, anielskiej istoty i z uwagą słuchałem jak opowiada mi o każdym miejscu do, którego doszliśmy, jakby spędziła tu całe swoje dzieciństwo.
- Czy pan Kenway jest zadowolony? - Spytała, gdy zaczęło jej doskwierać me milczenia, które trwało już dobre, piętnaście minut.
- Tak... Myślę, że tak. - Odparłem beznamiętnie rozglądając się dookoła podziwiając piękno polany, którą otulał teraz biały, a zarazem zimny puch od, którego pragnąłem się uwolnić. Przez tą drobną chwilę nieuwagi Asami zdążyła zrobić dość sporą śnieżkę i cisnąć ją we mnie jakby chciała się przekonać jak na to zareaguję. Od razu gdy poczułem zimno obruszyłem się jak gdyby ukłuty szpilką co wywołało u wadery głośny śmiech. Mimo, iż nie miałem bladego pojęcia o "wojnach na śnieżki" zlepiłem na szybko jakąś kulę i wycelowałem w samicę, która jednak uniknęła jej i posłała mi tryumfalny uśmiech. Asami znów przystąpiła do lepienia śnieżnej kuli, a ja poszedłem w jej ślady próbując ją przy tym prześcignąć.

Asami? C:

Od Darwish`a

Mój wzrok powędrował prosto na światło odbijające się w tafli jeziora. Czułem okropną pustkę w środku ale nie mogłem powstrzymać myśli że nie da się jej wypełnić. Stałem jak z kamienia, ale moje serce powoli zaczynało się kruszyć, stając się zwykłą ruiną. Jedyna kochająca mnie osoba zginęła i właśnie patrzę prosto w jej zamglone oczy. Cisza wokół mnie zgęstniała tworząc barierę pomiędzy realnym światem a mną i martwym ciałem. Po dłuższej chwili stania jak słup soli ostrożnie podszedłem do niej.
- L... Lien..? - zawiesiłem wzrok na jej pysku. Wydawała się ... szczęśliwa. Jakby od zawsze czekała na dogodny moment by umrzeć pod moimi łapami. Trąciłem ją delikatnie wywołując jedynie u siebie rozpacz. Nie żyła. Moja siostra nie żyła!
Podniosłem gwałtownie głowę ponieważ usłyszałem czyiś szelest. Odwróciłem się napięcie i zmrużyłem oczy kiedy zza krzaka wyłonił się czyiś pyszczek.
- Kim jesteś? - mruknąłem podejrzliwie i skuliłem uszy do tyłu. Z zarośli wyłonił się wilk, który ostrożnie lustrował mnie wzrokiem. Nigdy nie widziałem tego wilka na terenach watahy ale wydawał się przyjaźnie nastawiony. Zerknął na martwą Lien która leżała za mną, a ja nieskutecznie próbowałem ją zasłonić przed jej/jego spojrzeniem. Widząc moją usilną próbę osłonięcia jej uśmiechnął/a się delikatnie i powiedział/a:
- Jestem ....
<Ktoś? Totalny brak weny :c Przysięgam na Styks że się poprawię xD>

od Lawliet CD Darwish'a

Po chwili na moim pysku pojawił się przyjazny uśmiech.
- Musiałam się upewnić czy nie jesteś zagrożeniem. - powiedziałam spokojnie, nadal się szczerząc jak głupia. Darwish Soul również się uśmiechnął.
- A teraz, wybacz, ale wracam na tereny swojej watahy. - dokończyłam i nie wiem dlaczego, ale spojrzałam na niego wyczekująco, jakoby miał w tej chwili krzyknąć: "Hej, jest tu wataha?! Naprawdę! Dołączę do niej!", ale nic takiego się nie wydarzyło. No, może... - Chociaż... Powiedz mi skąd jesteś, dobrze? Jako alfa mogę udzielić ci zgody na przebywanie na naszych terenach.
- Jesteś alfą? - zainteresował się.
- Yhm.- westchnęłam. - Chodź, może poznam cię z członkami watahy. Żeby się nie okazało, że cię zeżrą jak cię zobaczą. No bo wiesz. - dodałam, widząc zdziwioną minę Darwish Soul'a. - Niektórzy są bardzo... terytorialni.
I psychiczni, chciałam dodać, ale tego nie zrobiłam. Jeszcze by się zniechęcił! Ja muszę przedstawiać wszystkich z Blue Way w dobrym świetle! W końcu jestem alfą. Nie może wyjść na to, że moja wataha składa się głównie z idiotów i psychopatów... Hmm... Powiedziała. Ja przecież łączę te dwie cechy!
Ale okej, Law, nie myślimy tak dużo bo jeszcze bardziej zgłupiejemy!
Podniosłam wzrok z ziemi na wilka. Był sporej wielkości czarnym osobnikiem, a jego ciało szpeciły gdzieniegdzie blizny - pamiątki po wygranych lub przegranych walkach.

< Darwish? Brak weny. >

od Asami do Kenway'a

Leżałam jak zwykle na łące. Czułam się odprężona i rozluźniona. Źdźbła trawy delikatnie muskały mój nos, co sprawiało wrażenie łaskotanie. Ale po za tym było to miłe uczucie. Szum wiatru, wysoka trawa poruszała się zgodnie z podmuchami powietrza. Ptaki idealnie się komponowały ze sobą, zyskując na tym bardzo piękną melodie. Słońce było w zenicie. Dawało przyjemne, ciepłe światło. Leżałam tak, oddając się tej miłej chwili. Rzadko kiedy mam takie odbicie od rzeczywistości. Nie czułam nie pokoju czy spięcia. Byłam całkowicie rozluźniona. Nagle usłyszałam lekki szelest w trawię. Otworzyłam oczy i spojrzałam w gęstwinę trawy. Nic nie było widać. Uznałam, że to pewnie zając, który wyszedł z norki by coś zjeść. Dałam mu spokój i znowu zamknęłam oczy. Nagle poczułam silne uderzenie. Coś przygniotło mnie swoim ciężarem. Otworzyłam zdziwiona oczy i nade mną stał wilk. Wyglądał, że sam był zdziwiony. Pomrugałam zdziwiona. Wilk był większy ode mnie, miał silnie umięśnione łapy. Wyglądał na bardzo silnego. Oczy miał czerwone, niczym świeża krew. Wydawał się trochę przerażający. Nagle wybuchnęłam śmiechem, gdyż sobie coś uświadomiłam. Co z tego, że nade mną stał wielki basior, który jednym ruchem kłów mógł mnie pozbawić życia. Basior był dość zmieszany.
- Z czego się śmiejesz?! - zapytał po chwili.
- B-bo uznałam cię za zająca, który wyszedł z norki bo coś zjeść - Wydusiłam z siebie nadal się śmiejąc. Basior spojrzał na mnie drwiąco.
- Bo wyszedłem by coś zjeść. A ciebie pomyliłem z młodą sarną.-powiedział byle jak. Zszedł ze mnie i zaczął znikać w gęstwinie trawy.
- Czekaj - krzyknęłam i skoczyłam na basiora, co mu się nie spodobało.
- Czego? - zapytał znużony wilk.
- Pierwsze, nic nie poradze na to, że mam takie ubarwienie sierści. A po drugie, to Asami jestem. A ty? - zapytałam wesoło.
- Kenway. - powiedział i znowu ruszył w gestwine.
- Należysz do tutejszej watahy? - zapytałam w końcu, idąc za nim. Kenway odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco. Ja się uśmiechnęłam i wyjaśniłam. Zaproponowałam, że mogę go zaprowadzić do Lawilet - alfy.
Po krótkiej wymianie zdań, byliśmy juz w drodze do alfy.

Kenway? ;p

od Daenerys do Derpa

<le, jeszcze przez dołączeniem do watahy>
Od samego rana siedziałam przy moim ojcu, który kilka dni temu od nas odszedł. Nie mogłam pogodzić się z jego śmiercią, odejściem... Najbardziej bolało mnie to, że go nigdy więcej nie zobaczę, nawet teraz jest zamknięty w specjalnej chłodni do przechowywania ciał, które czekają na swój pogrzeb.
W pewnym momencie zmartwiona medyczka, Khani, powiedziała bym odpoczął, chociaż się przejść. Posłuchałem jej, nie lubię ignorować innych. Przecież wiem, że chcą dla mnie dobrze, spacer i świeże powietrze dobrze mi zrobi. [...] Siedząc na klifie, czując smak wolności niespodziewanie zaczepiła mnie owa, biała suczka, która usiadła tuż obok mnie.
W tym samym czasie suczka zrobiła duże i przeraźliwe oczy. Odsunęłam się kilka kroków od samicy, spoglądając na nią z dużym zdziwieniem. Biała dama zagryzła kącik ust, zbliżając się do mnie pewnym krokiem. [...]
Wzięłam głęboki oddech, energicznie wypuszczając powietrze nosem. Łzy nabierały mi się do oczów, chociaż nie uroniłam żadnej. Nie chciałam pokazywać moich uczuć, nie lubię ich okazywać, a najbardziej tym, których kompletnie nie znam. W ostatecznej chwili, bez słowa odeszłam. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim, nie moja wina...

<le, w trakcie podróży>
Po pochowaniu ojca opuściłam dom, resztę rodziny, która uważała mnie za nieudacznice - po prostu odeszłam, tak w swoją stronę... Tułaczka zajęła mi kilka dni, na niecałym końcu tygodnia zaczęły uginać mi się już łapy z braku sił. [...] Omijając wielki, zagrodzony teren udało mi się wyrwać w słuchu prawdopodobnie duży strumień wody, wodospad. Nie zastanawiając się przeskoczyłam poprzeczkę i wtargnęłam na czyjś teren.

<le, w watasze>
Podchodząc bliżej źródle wody, rozglądnęłam się uważnie po terenie, patrząc czy nikt mnie nie obserwuje. Co prawda, to nie moje i nie powinnam tego robić, lecz od tego zależy moje życie.
Schyliłam łeb w stronę wody i zażyłam kilka, głębokich łyków. Od razu zrobiło mi się lepiej. Chcąc się obrócić i podróżować dalej, szturchnął mnie jakiś basior.
- Hej, co tu robisz? Nowa jesteś? - zapytał podnosząc lekko prawą brew, czekając na moją odpowiedź.
W tym momencie spłoszyłam się lekko, nie wiedziałam co powiedzieć. Myślałam, że jest na mnie zły, a się myliłam...
- Boisz się mnie...?
- Nie! Przepraszam, wybacz. Po prostu chciało mi się pić.
- Ależ nie masz za co przepraszać. - przerwał mi basior. - Jestem Derp, a ty?
- Daenerys. - wykrztusiłam jednym słowem. - Powiedź mi, co to za miejsce. Kręcę się tu od dobrych kilka dni i nie wiem co ze sobą zrobić. Uciekłam z domu. - wbiłam wzrok w ziemię.

<Derp?>

Just belive in your dreams.


Imię: Daenerys
Motto: Just belive in your dreams.
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Szpieg
Partner: Podoba jej się taki jeden c;
Aparycja: Daenerys jest waderą o wyjątkowej maści sierści, a także oczu. Nikt nie jest w stanie oprzeć się jej miętowym, czy jak kto woli błękitnym, głębokim oczkom. Z samej siebie jest średniego wzrostu. Dae jest bardzo szczupła, nie chuda - szczupła. Ma sentyment do poprawnych słów, szczególnie tych, które ją opisują.
Osobowość: Daenerys to wadera, która raz jest spokojna, a raz roztrzepana. Wszystko zależy od tego, w jakim towarzystwie przebywa. Jest miła dla innych psów i towarzyski, zawsze chętna do zawarcia nowych znajomości. Często kontaktuje się z innymi rówieśnikami. Ambitna, rozwiąże niemożliwe. Odważna, zawsze gotowa jest oddać życia za tych, których kocha. Kiedy chce, to umie być romantyczna. Jest inteligentna i szybko znajduje rozwiązanie na dany problem. Bywa, że najpierw coś robi, a dopiero potem myśli. Czasami w złości zdarza jej się mówić rzeczy, których potem żałuje. Zna magiczne słowa typu dziękuje, przepraszam i proszę. Nie jest agresywna, lecz jak trzeba, to potrafi. Jak każdy ma swoje lepsze i gorsze dni - co wynika z tego charakter. Potrafi pokazać swoje prawdziwe oblicze, czyli 'prawdziwe ja' Nie lubi gdy się ją odrzuca, czuje się wtedy niepotrzebna. Jest to wadera otwarty do świata, uprzejma oraz wesoła. Nie szuka wrogów, także, gdy jest jakiś problem rozwiązuje go spokojnie i racjonalnie. Nie da sobą rządzić, wejść sobie na głowę. Chodzi własnymi ścieżkami, nie słucha rozkazów innych, nie jest uszyty z ludzkich upodobań. Do celu dąży i najczęściej osiąga swój cel, nigdy się nie poddaje. Just belive in your dreams. Dae potrafi kochać, kocha bardzo mocno. Jedynie słowo 'kocham' ma dla niej bardzo dużą wartość i stara się nie nadużywać tego słowa. Wie, że przyjdzie czas i pora, by wyznać sobie uczucia. Jest dość niezdecydowana, nigdy nie wie, co jest lepsze. Stara się słuchać głosu serca, chociaż to nie zawsze wychodzi na prostą. Ceni sobie prawdomówność, szczerość. Jest szczera, aż do bólu, nie chce ukrywać prawdy. Potrafi wykazać się dobrym słownictwem, bogatym. Gdy ma 'doła' nie powie nikomu wprost o co chodzi, co się stało. Nie zawsze ma rację, potrafi zgadzać się z innymi.
Kontakt: Retrica

do Monstré CD Severusa

Co tam, że Asami odpisała - ja opko zaklepałam xd

 - Przecież wiedziałaś, że nie masz ze mną najmniejszych szans. - powiedział. I to w dodatku z uśmiechem!
Mimo tego, że łapą przyciskał mnie do ziemi, obnażyłam zęby i wycharczałam:
- Wolę zginąć w walce niż jakkolwiek inaczej.
Nie, żebym była jakimś samobójcą, że rzucam się na większego od siebie basiora, w dodatku wyglądającego na silnego i znającego się na walce. Wcale nie. Ja znam swoją wartość, tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
Nienawidziłam, jak ktoś uważał się za zabójcę z najwyższej półki, który może pozwolić sobie na wszystko. Po to tu byłam, żeby zwalczać takie zachowania. Były zarezerwowane tylko dla mnie.
Włożyłam dużo siły w jeden decydujący cios, wbijając tylne łapy w niechroniony brzuch basiora. Byłam mistrzem w ratowaniu sytuacji beznadziejnych, a ta dla obserwujących z boku właśnie taka się mogła wydawać. Udało mi się zaskoczyć wilka, poluzował uścisk, więc szybko przetoczyłam się na bok, zarabiając też silne uderzenie w kark. Odskoczyłam o krok, a następnie z obojętnym wyrazem twarzy zaczęłam okrążać basiora, czekając na jakikolwiek znak - drgnienie łapy, błysk w oku, cokolwiek, aby wiedzieć, że zaatakuje. Sama zachowywałam powagę, może nawet wyglądałam na znudzoną. Byłam doskonałą aktorką. Potrafiłam ukrywać ból, z resztą... te dwa ciosy, które oberwałam przed chwilą były niczym w porównaniu z cięgami, jakie dostawałam na arenie, jeśli wystarczająco się nie przyłożyłam.
Miałam dość tej niepewności i stoickiego spokoju przeciwnika, która patrzał się na mnie, niewzruszony, a nawet i wydawało mi się że był lekko rozbawiony. Nagle skoczyłam na jego grzbiet, wbijając zęby w bok, a on złapał mnie za łapę i zacisnął szczęki. Miałam ochotę pisnąć z bólu, ale tego nie zrobiłam. Przeorałam jego bok pazurami i skoczyłam na ziemię, zranioną łapę unosząc w powietrze, następnie kuląc pod siebie, aby nie dotknęła ziemi. Nie miałam teraz czasu oglądać zranień i skupiać się na bólu.

Remember me, for centuries
We'll go down in history

< Severus? c; >

Światło myśli, że podróżuje szybciej niż cokolwiek innego. Ale myli się. Nieważne, jak szybko światło podróżuje: zawsze dowiaduje się, że ciemność była pierwsza i czekała na nie.

Imię: Przywitaj swoją królową. Monstré. Ten, kto pozna jej prawdziwe imię, April, nie dożyje dnia następnego, nie polecam więc być szczególnie dociekliwym.
Motto: Światło myśli, że podróżuje szybciej niż cokolwiek innego. Ale myli się. Nieważne, jak szybko światło podróżuje: zawsze dowiaduje się, że ciemność była pierwsza i czekała na nie.
Wiek: 3 lata 6 miesięcy
Płeć: Wadera
Stanowisko: Pełni dwie funkcje, mianowicie zabójczyni i wojowniczka.
Partner: Kochać to niszczyć, a być kochanym to znaczy zostać zniszczonym.
Aparycja: Monstré jest przeciętnej wielkości waderą, szczupłą i smukłą, jednakże widać rysujące się pod jej futrem i skórą mięśnie. Lata ćwiczeń i walk na arenie sprawiły, że jest silniejsza od niejednego basiora, a kiedy do tego dodać niezwykłą szybką i zwinność wychodzi idealna wojowniczka, zabójczyni, która nie ugnie się przed niczym. Jest niezwykle wytrzymała, potrafi maszerować bez przerwy nawet kilka dni. Jest przyzwyczajona do złych warunków pogodowych, śnieg i mróz nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia, niewygody. Wręcz przeciwnie - lubi zimę.
Jej sierść jest granatowoczarna, oczy zaś lodowatoniebieskie, co stanowi ciekawą kompozycję. Monstré nosi na szyi szeroką jasnoczerwoną obrożę, pamiątkę po walkach na arenie.
w trakcie
Osobowość: w trakcie
Kontakt: Seth

To nie wiek decyduje o mądrości czy dojrzałości, ale doświadczenie.

Imię: Lakota (Lako)
Motto: To nie wiek decyduje o mądrości czy dojrzałości, ale doświadczenie.
Wiek: 6 miesięcy
Płeć: Wadera
Stanowisko: Przyszła strażniczka bądź wojowniczka.
Partner: Za młoda i jakoś specjalnie się do tego nie garnie.
Aparycja: Lakota to młoda wadera. Średniego wzrostu, jak na swój wiek. Ma sierść o barwie kości słoniowej, miejscami przechodzącą w śnieżną biel, albo wręcz przeciwnie - delikatny krem. Jej futerko jest puszyste i dobrze chroni przed zimnem. Tworzy małą kryzę na karku i szyi. Jako szczenię, jej wygląd z pewnością ulegnie pewnym zmianom, gdy będzie rosnąć. Są jednak cechy, które pozostaną niezmienne. Między innymi oczy o barwie złoto - żółtej, intensywne i przyciągające spojrzenie. Duży, jasnoróżowy nos również zalicza się do tego grona, tak jak różowe poduszeczki łap i ciemne, brązowe pazury. Jakby tego było mało, Lako jest szczupła i posiada długie łapy, co mogło by w przyszłości zaowocować szybkością i zwinnością, jakiej brak u wilków o bardziej pokaźnej posturze. Niestety, jest to skutek wychudzenia, aniżeli genów. Lakota w przyszłości nabawi się mięśni i siły, zamiast szlifować szybkość. Jedna tylko cecha pozostanie wspólna: zwinność. Młoda wadera jest i będzie niesamowicie zwinna, zdolna wyślizgnąć się każdemu. Co można uznać za atut Lakoty? Uszy. Duże, wysoko osadzone i choć z wiekiem nie będą nadawały jej komicznego wyglądu, teraz wyglądają jak dwa radary, zdolne usłyszeć każdy szelest. No cóż, kiedy Lako urośnie jej uszy nie będą już niczym niezwykłym. Na tym mogła bym skończyć, gdyby nie jeszcze jedna kwestia. Wadera ta porusza się z lekką gracją, płynnie, co jest dość nietypowe u szczeniąt, które zazwyczaj są dość ciapowate i pozbawione płynności ruchów, którą odznaczają się dorosłe osobniki.
Osobowość: Lakota była zmuszona szybko dorosnąć, choć jej się to nie do końca udało. Jak na szczeniaka przystało jest bardzo ciekawska, życie nauczyło ją jednak nie być zbyt lekkomyślną czy naiwną. Z pewną dozą rezerwy podchodzi do rzeczy nowych i nieznanych. Ktoś mógł by powiedzieć, że pewne zdarzenia zabiły w niej szczeniaka. Jest to jednak nieprawda, bo choć ostrożna, nadal potrafi podejść do niektórych sytuacji ze szczenięcą naiwnością, co czasami kończy się dobrze. Lako jest osobą cichą, milczącą i cierpliwą (jak na szczenięce standardy), tak więc dla niektórych dorosłych może być istnym kłębkiem futrzastej energii. Jednak jeśli wilk miał już do czynienia z młodymi z łatwością dostrzeże różnice między nimi a Lakotą. Wadera ta była zmuszona zrezygnować z pewnych szczenięcych przywilejów, po to by przeżyć. Musiała wyrzec się swojej energicznej, lekkomyślnej i ufnej natury, która każe młodym wszędzie wtykać nos i zupełnie nie uważać na niebezpieczeństwa. Jeśli już będzie zmuszona rozmawiać z obcym wilkiem, polegać będzie na uprzejmości i uległości. Próba dominacji ze strony szczenięcia mogła by w najlepszym wypadku wywołać śmiech, a w najgorszym spowodować śmierć wadery. Lakota potrafi się jednak odgryźć. Nie jest typem, który da sobą dyktować. Poczekaj aż podrośnie! Lako zapowiada się na buntowniczą i dominującą osobniczkę, która choć sympatyczna, będzie największą zmorą wilków, które jej podpadną. Jest niesamowicie pamiętliwa, a zemstę może odłożyć na później ... na przykład do czasu aż podrośnie i przybędzie jej mięśni, oraz siły. Gdzieś tam w środku, pragnie by ktoś się nią zaopiekował i zastąpił dotychczasową rodzinę. Nauczył życia. W głębi duszy tęskni za czasami, gdy mogła baraszkować z rodzeństwem, nie przejmując się niczym więcej od tego by przewrócić starszego o kilka minut brata. Teraz cały jej świat napędza jedno słowo: przeżyć. Lako jako sześciomiesięczne szczenię nie ma zbyt dużych uzdolnień jeśli chodzi o polowanie. Potrafi złapać jakąś małą, głupiutką mysz bądź inne chore i słabe zwierzątko, na przykład ptaka ze złamanym skrzydłem. Lakota przejawia umiejętności doskonałej orientacji w terenie, choć na zupełnie nowym terytorium może być z początku lekko zagubiona. Nie jest przecież jasnowidzką. Jak dotąd przeżyła, co może wskazywać iż jest wytrzymała, choć nie należy przesadzać. Na życie patrzy optymistycznie z dużą ilością nadziei na lepsze jutro. Rzadko zdarza jej się marudzić i narzekać na trudne warunki. Słowo "walka" budzi w niej mieszane uczucia. Bitwy są czymś normalnym w życiu każdego wilka, ich podstaw uczą się już jako szczeniaki, bawiąc się między sobą. Z drugiej strony walka zawsze przynosi śmierć. Giną tam różne wilki z obu stron, a mała Lakota nie chciała by już nikogo więcej stracić. Mimo to planuje objąć posadę związaną z walką i nieustanną czujnością. Jako młoda wadera ma przed sobą całe życie. Jej charakter może zmienić się z wiekiem, kiedy zacznie dorastać i patrzeć na świat zupełnie inaczej. Jednak mimo to Lakota będzie wierną i lojalną przyjaciółką, niechcącą skrzywdzić bliskich jej osób. To wadera, która z łatwością może się przywiązać, jeśli ktoś okaże jej serce i przygarnie. Potrafi zachowywać się taktownie i kulturalnie, choć czasami widać wyraźne braki w kontaktach z innymi wilkami, których nabawiła się podczas życia w samotności.
Kontakt: sowa38