Nie zamierzałam zabierać Thany nad żaden wodospad, bojąc się, że może powtórzyć się pewne wydarzenie, które wcale nie było przyjemne. Przynajmniej mnie się wydaje, że zostanie porwanym przez prąd rzeki i będąc prawie utopionym, nie jest przyjemne. Sama będzie musiała się przecież zorientować w terenie. Nawet oprowadzenie nic nie da, to trzeba zapamiętać. A jeden spacer po terenach nic nie da. Chyba, że Thana na nadprzyrodzoną pamięć, w co wątpię. Zamierzałam zabrać ją do jednego z moich ulubionych miejsc. Co prawda było to dosyć daleko, ale jak zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Czas minął bardzo szybko, co mnie nie zdziwiło, zawsze tak było. Kiedy doszłyśmy do celu, rozejrzałam się dookoła. Pole lawendowe rozciągało się poza horyzont. Mocny zapach roślin unosił się w powietrzu, fioletowe kwiaty lawendy rosły gęstymi kępami. Tylko jedno samotne, ale potężne drzewo rosło pośrodku. Gałęzie rozrastały się w wielką koronę, która dawała bardzo duży cień. Kątem oka spojrzałam na Thanę, która z zachwytem chłonęła cały otaczający ją krajobraz. Bez dłuższego zastanowienia ruszyłam między kępy roślin. Gdy tylko to zrobiłam zapach stał się jeszcze mocniejszy. Dotarłam do ogromnego pnia drzewa i usiadłam przy nim wpatrując się w słońce, które powoli chyliło się ku zachodowi.
- Ale tu pięknie. - usłyszałam cichy szept obok siebie.
Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że to powiedziała wadera. Mówiła cicho i się jej nie dziwię. Sama tak robiłam, bojąc się, że każdy głośniejszy odgłos może zniszczyć to naturalne piękno. Uśmiechnęłam się na wspomnienie znalezienia tego miejsca. Nie wiedziałam wtedy nawet to, że wstrzymywałam powietrze, przyglądając się. Teraz nie reagowałam na to tak gwałtownie, ale zachwyt pozostał.
- Tak. - mruknęłam tylko.
< Thana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz