Samica alfa objaśniała nam plan polowania i jaki kurs obierzemy. Przyglądałem się uważnie nowej wilczycy-Dream Runner. Gy usłyszała, że polowanie odbędzie się pod moim dowództwem wyraźnie spostrzegłem po jej zachowaniu, że jej się to nie podoba. Spięła mięśnie, lecz nie okazała niezadowolenia. Nie pasowało jej to. Mi też to nie bardzo pasowało, gdyż nie znałem jej umiejętności, ale nie wyglądała na jakiegoś żółtodzioba. Lawilet dodała byśmy złapali intruza. Bynajmniej tak ja to zrozumiałem. Powiedziała wyraźnie:'' Jeśli go znajdziecie, przepędźcie go, lub przyprowadzicie do mnie.'' A nie przypadkiem: ''Jeśli go znajdziecie, 'zabijcie go', lub przyprowadzicie do mnie''? By zabić śmiecia było by szybciej, zresztą...była by zabawa. Po za tym Jack wyglądała na taką, która też by była na to chętna.
Jak zwykle odburknąłem Lawilet bez przekonania tym moim pustym głosem.
Wyruszyliśmy. Przebiegliśmy przez las. Thana i Jack wyczuły wyraźną woń obcego wilka. Nie dało się nie wyczuć. Asami znalazła znak pobytu wilka. Jack znalazła starą sierść intruza. Trzymaliśmy kierunek Baraniej Polany, a zapaszek obcego wilka wyraźnie się nasilał. Szedłem pierwszy. ''Będzie ciekawie...'', pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie. Wzrok miałem pełen podniecenia.
Jack szła kilka metrów za mną, lecz i niedaleko mnie. Spojrzałem na wszystkich z ukosa. Thana-masywna wadera, która nie jest nadzwyczajnie szybka, lecz jest silna i może powalić sarnę. Całkiem spokojna i opanowana wilczyca. Asami-Nie jest wyjątkowo silna, lecz posiada zwinność i szybkość której sam jej zazdroszczę. Lecz bywa porywcza i nerwowa, lecz umie się opanować w pewnym stopniu. Jack-Przeciętna wadera, nie wykazująca się niczym specjalnym. Nie skacze zbyt daleko, gdyż ciężar ciała ciągnie ją na dół. Lecz jest imponująco wytrzymała. To jest jej największy atut. Lecz zdaje się, że to ona wolała by teraz dowodzić. Wydaje się, że jest wymagająca i ostra. Mimo woli mam nadzieje że jakimś cudem się z nią dogadam. Wydaje mi się, że chciała by teraz mi skoczyć do gardła i potem powiedzieć: ''No to ferajna, przykro mi, ale nasz strateg nie jest dysponowany i teraz to ja będę dowodzić!'' Urodzona z niej władczyni, lecz to ja teraz dowodzę i musi to w duchu przeboleć. No i ja-Posiadam długie łapy, które są wystarczająco silne i wytrzymałe by powalić sarnę. Po za tym, nie przeszkadza mi widok krwi i poniewierające się flaki. Lubie się poznęcać i pokpić z wrogów. Lecz zdecydowanie jestem zbyt nerwowy i wybuchowy i w przeciwieństwie do Asami ja nie umiem się opanować.
Gdy doszliśmy do polany poleciłem Thanie i Asami by nie wychodziły z za linii drzew. Wadery posłusznie poszły na swoje stanowiska, które były na wschodzie. Jack kazałem zostać na tym miejscu. Gdy zagonie tu jakąś sarnę, bez problemu wilczyca ją zabije. Dream Runner wzruszyła tylko lekceważąco ramionami. Olałem jej zachowanie by nie wszczynać niepotrzebnej awantury a później najpewniej bójki. Ja ruszyłem na swoje stanowisko. Moje ciemne umaszczenie idealnie skomponowało się z ciemną ściółką i cieniem drzew. Widać było tylko moje oczy. Przeszukałem wzrokiem okolicę. Nie było widać naszej grupy morderców. Uśmiechnąłem się zadowolony.
Nie długo czekaliśmy gdy na polanie pojawił się smaczny kąsek. Lecz, po za jedzeniem pojawił się czarny basior. To własnie ten basior. Obserwowałem jego czarną sylwetkę i jego nie udolną próbę zaskoczenia zdobyczy. Skradał się niezdarnie. Zacząłem kpić w duchu, lecz na pysku ukazał się tylko lekki, wredny uśmieszek. Potem moje kpiny wyraźnie się wzmogły, gdyż intruz nadepnął na patyk.
Po chwili intruz wyskoczył z trawy i ruszył w pogoń za młodziutką łanią. Przez ułamek sekundy, oceniłem jego wygląd. Był wysoki. Posiadał muskularne, ciężkie łapy, które jednym machnięciem mogły powalić cielaka. Był wielki i potężny i do tego jego czarna sierść dodawała mu wyrazu. Prychnąłem z pogardą. Nagle dostrzegłem Jack. Wybiegła za linii drzew jak torpeda. Dobiegła do obcego, który teraz trzymał za nogę nieporadną ofiarę. Jack zrównała się z nim i widziałem jak mierzy go wzrokiem. Wilczyca postąpiła dość nierozważnie, ale przyznam, odważna jest. Wadera pokazała swoje długie i ostre kły, które wymierzyła, zamiast na pyszną i łatwą ofiarę, na obcego. Po kilku sekundach łania była już powalona i leżała na trawie. Widać było jak Jack kpi sobie z tego wielkiego basiora. Naglę położyła łapę na brzuchu ofiary i uśmiechnęła się drwiąco. Basiorowi chyba puściły nerwy. Skoczył na kilka razy mniejszą od siebie Jack. A to nie honorowy typ... Błyski kłów, warknięcia, krótkie szczeknięcia. Toczyli się kilka metrów, gryząc się wzajemnie. Dostrzegłem jak intruz wgryzł się w tylną łapę samicy. Ta lekko zawyła, lecz nie dawała za wygraną i dalej cięła ciało przeciwnika. Nie mogę dłużej się temu przyglądać, przecież jestem za wszystkich odpowiedzialny. Wyskoczyłem za drzew i wskoczyłem idealnie pomiędzy basiora a Dream Runner. Powaliłem łajdaka, przewracając go na plecy. Stałem nad nim, obnażając swoje wielkie, ostre kły, które były wytrzeszczone w wrednym uśmiechu. Usłyszałem jak nadbiegają dwie pozostałe wilczyce. Asami taszczyła za sobą łanię. Jack rozkazała Thanie jej pomóc, nawet lepiej bo wadera się wykończy sama. My się zajęliśmy naszym gościem.
-Co my tu mamy? Zróbmy z niego stracha na wróble! -Rzuciła wadera z przyjemnością. Uśmiechnąłem się wrednie do basiora.
-Za brzydki! Po prostu zabijmy, będzie więcej frajdy a po spojrzeniu w jego prawie rubinowe oczy i tak wszystko zdycha.-Parsknąłem.
-To komplement.-odrzekł z uśmiechem basior. Zaśmiałem się dość dziwnie. Thana i Asami zerknęły na mnie a potem na siebie wymieniając zdziwione spojrzenia, które mówiły; ''Czy z nim wszystko w porządku?''.W moich oczach zatańczyły pełne żądzy mordu iskierki. Podniosłem już łapę by uderzyć go w pysk, przy okazji zaorać mu policzek moimi pazurami gdy usłyszałem:
-Nie waż się go tknąć!
Za linii drzew wyszła samica beta. Wszyscy się na nią spojrzeli. Obok niej szedł także nowy basior, Kenway. Widziałem, że za kumplował się wcześniej z Asami. Ruda wilczyca uśmiechała się na jego widok.
-Zabierzcie go do Lawilet.-powiedziała spokojna. Moja łapa nadal wisiała w powietrzu, gotowa by uderzyć z całej siły. Jack spojrzała na nią lekceważąco.
-Po co się przysłała?-zapytała się z oburzeniem, i z pretensjami, że zepsuła jej zabawę.
-Wiedziała, że z was wszystkich są porywcze smrody, więc jestem, by powstrzymać przed ewentualnymi bójkami.-powiedziała. Spojrzała znacząco na mnie. Mimo jej wzroku nadal trzymałem łapę w górze gotowy uderzyć z niesamowitą szybkością. Spionurowałęm ją wzrokiem a wadera tylko westchnęła.
-No pięknie...-powiedziała patrząc na tylną łapę Dream Runner.
-To nic wielkiego...-powiedziała obojętnie. Ze smutkiem zeszłem z basiora, z żalem do Shuien że mi przerwała. Asami szła obok Kenway'a, zatruwając mu życie. Ciągle do niego nawijała i śmiałą się. Shuien szła obok obcego. Ja szłem z jego drugiej strony. Thana szła z tyłu. Jack szła kuśtykając lekko, z przodu. Nagle intruz skoczył na Dream Runner i znowu się zaczęło.
-Jacl, nie!-krzyknęła beta. Jednak za późno gdyż samica zdążyła już pokazać swoje kły.
Uśmiechnąłem się a w oczach zatańczyły iskierki pełne sarkazmu. Znowu skoczyłem pomiędzy ich. Tym razem już nie czekałem na sprzeciw bety i od razu podniosłem łapę i uderzyłem basiora, rozorując jego polik. Tym razem musiałem. Byłem świadom, że wszytskie nasze występki wylądują u Lawilet, ale musiałem zaspokoić moją żądze. Zaśmiałem się i zeszyłem z basiora. Beta spojrzała na mnie z pode łba. Uśmiechnąłem się tylko wylizując moją łapę z resztek krwi. Jack i czarny basior nadal jeżyli na siebie sierść.
Shuien/Kenway/ czy ktoś tam? XD
*Musiałem napisać, bo dawno nie pisałem ^^*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz