Lawliet siedziała spokojnie naprzeciwko Aomine i Dream Runner, za nimi natomiast stały jeszcze dwa wilki - Thana oraz Asami, która na czas nadchodzącego polowania została zwolniona z warty strażniczej.
Alfa pomiędzy kolejnymi liźnięciami swojego różowawego futra tłumaczyła czwórce łowców cel ich wycieczki oraz opisywała drogę, jaką obiorą. Ku nieszczęściu Dream Runner — pod przewodnictwem Aomine. Od momentu, gdy wilczyca usłyszała jego imię po słowach: "Dowodzić wam będzie..." patrzyła na niego spode łba, skrycie marząc o wydłubaniu mu oczu rozgrzanym do czerwoności patykiem. Ale nie dała po sobie poznać swojej złości. Nie mogła. Była nowa w watasze — musiała więc zachować pozory względnej normalności.
— Obierzcie kurs na Spiczaste Skały, później na Baranią Polanę. Jest duża szansa, że po odejściu owiec znajdziecie innych roślinożerców w tamtych stronach — Lawliet ucichła na moment, nagle pogrążając się w myślach. Dream Runner westchnęła ze zniecierpliwieniem, wyrywając Alfę z zamyślenia. — I uważajcie. Darwish Soul powiedział, że w dalekich zakątkach naszego terytorium widziano nieznanego wilka. Jeśli znajdziecie go, przepędźcie lub przyprowadźcie do mnie.
— Tak jest, Lawliet — mruknął Aomine tak pustym i lekceważącym głosem, jakby sam w swoje słowa nie wierzył. Jack podniosła się na cztery łapy i niechętnie pomaszerowała za samcem, a dwa kolejne wilki ruszyły zaraz za nią. Jack czuła jak jej mięśnie się napinają, a ochota skoczenia na Aomine i odgryzienia mu łba wzrasta. Musisz pozostać spokojna, upomniała się. Będziesz miała szansę przewodzić wielu patrolom łowieckim. Spokojnie.
Wyszli w las i przemierzyli prawie całą drogę w absolutnej ciszy. Dopiero pod koniec Thana podeszła do Dream Runner i szepnęła jej do ucha, że wyczuwa nieznaną woń. Jack skinęła jedynie głową, nie wydając z siebie nawet pojedynczego pomruku... Bo sama wyczuwała ten zapach.
Zapach wilka. Zapach intruza.
Zbliżali się do Baraniej Polany, a smród stale znajdujących się tam fekalii zdecydowanie stał się wyraźniejszy. Tak samo jak zapaszek nieznanego wilka. Jack odnalazła pęczek ciemnej sierści należącej do intruza, a Asami miejsce, w którym załatwił potrzebę fizjologiczną. Nie było wątpliwości — przechodził tamtędy, a patrol deptał mu po piętach.
Nie było jednak czasu szukać intruza, trzeba było znaleźć pożywienie, by wyżywić rosnącą grupę, w której — według Jack — znajdowały się paszcze godne i niegodne jedzenia, a obie grupy musiały zostać nakarmione. Tak nakazywała Alfa, a jej Jack nie mogła się sprzeciwić. Jeszcze nie.
— Asami i Thana, idźcie na wschód i obserwujcie polanę. Nie wychodźcie spomiędzy drzew — polecił im Aomine i dwie wilczyce udały się we wskazaną im stronę. — Dream Runner, zostań tutaj, gdyby jakaś łania postanowiła uciec do lasu. Złapiesz taką bez trudu. Ja pójdę i zagonię ewentualne jelenie do was.
Jack jedynie wzruszyła ramionami i podeszła bliżej do krzewów, które ogradzały las od wysokiej trawy pokrywającej polanę. Położyła się i obserwowała. Aomine odszedł, Asami i Thana prawdopodobnie już dawno ustawiły się na odpowiednich pozycjach — pozostawało więc czekać.
Niedługo potem na polanie pojawiło się niewielkie stadko kopytnych roślinożerców. Coś przykuło jednak uwagę Jack bardziej niż zbliżający się smaczny posiłek — w trawie w stronę łań skradał się czarny wilk. Dream Runner obserwowała jego nieudolną próbę zaskoczenia zdobyczy. Kretyn, parsknęła w duchu. Jak można nadepnąć na patyk? Nie odważyła się jednak zaśmiać, siedziała cicho jak mysz, która ukrywa się przed drapieżnikiem. Gdy czarny wilczur wyskoczył i rzucił się do pogoni za jeleniami, Jack na chwilę wstrzymała oddech. Wilk był ogromny, potężny, zbudowany na kształt doskonałej maszyny do zabijania. Nie mogła odmówić mu imponującego wyglądu, choć na głos na pewno nigdy by tego nie przyznała.
Wilk zanim jeszcze zdążył dopaść nieporadnego cielaka, Jack wyskoczyła spomiędzy krzaków i pognała w stronę zdobyczy. Gdy nieznajomy trzymał zwierzę za tylną nogę, ona zadała śmiertelny cios. Krew trysnęła jej na pysk, przyjemny zapach zbliżającego się posiłku naćpał wszystkie jej zmysły. Doskonale, pomyślała, teraz trzeba się tylko pozbyć tego kogoś i po problemie.
Wilczur warknął na Jack, osłaniając zdobycz tak jak matka chroni szczenięta przed agresorem. Dream Runner odwarknęła zdecydowanie, ukazując długie kły. Nie zamierzała stracić tak łatwo upolowanego posiłku.
— Odejdź! — mruknęła, podchodząc bliżej i, zanim wilk zdążył zrozumieć, co się dzieje, odepchnęła go łbem od martwego jelonka. Tak jak Jack przewidziała, intruz rzucił się na nią bez wahania, była jednak na to przygotowana. Skoczyła do góry, nie zbyt wysoko, ale wystarczająco, by samiec przeleciał pod nią. — Pudło.
— Nie waż się tknąć tego cielaka — z głębin jego ciała dobiegł głośny bulgot.
— Czyżby pieseczek był głodny? — Jack postanowiła chwilę podroczyć się z czarnuchem, więc wyciągnęła łapę i położyła ją na brzuchu cielęcia. — Dotknęłam. Co teraz?
Nie dane jej było długo czekać na odpowiedź. Wilk ponownie na nią skoczył. Tym razem stawiła mu czoła, odpychając się tylnymi nogami i uderzając w niego jeszcze w powietrzu. To basior pierwszy dotknął ziemi, przyjmując na siebie całą siłę uderzenia. Przeturlali się kilka metrów, zanim zatrzymał ich powalony pień. Jack gryzła i drapała przeciwnika, ten zaś szarpał jej tylną nogę swoimi długimi zębami. Powarkiwania, krzyki bólu i szczeknięcia poinformowały trzech członków watahy o rozstrzygającej się walce. Pojedynek przerwał Aomine, znikąd wskakując na czarnego wilczura i przewracając go na ziemię. Jack natychmiast wyrosła na wszystkie cztery łapy... no dobra, tylko trzy, bo czwarta mocno krwawiła i nie zdołałaby utrzymać ciężaru Dream.
— To ten intruz! — zawołała nadbiegająca Thana. Za nią Asami taszczyła sporą łanię.
— Thana, pomóż jej! Przecież zaraz padnie na zawał, jeśli jeszcze metr sama będzie ciągnąć tę biedną sarnę! — zawołała zdenerwowana i nabuzowana ogromną dawką adrenaliny Jack. Biało-niebieska wadera rzuciła się na pomoc Asami, by bardziej nie irytować zwiadowczyni. — Co my tu mamy? Zróbmy z niego stracha na wróble. — Rzuciła Dream Runner, wskazując pyskiem dyszącego basiora.
— Za brzydki! Zamiast odstraszać, zabijałby. Wszystko padałoby martwe po spojrzeniu w jego straszne ślepia — parsknął Aomine.
— To komplement — intruz uśmiechnął się chytrze. Strateg spojrzał na niego z góry, mściwe iskierki zatańczyły w jego niebieskich oczach. Napiął mięśnie łap i już zamierzał uderzyć nieznajomego prosto w pysk, gdyby nie krzyk Shuien.
— Nie waż się go tknąć!
Cała piątka spojrzała na wychodzącą spomiędzy drzew Betę. Szła w towarzystwie Kenway'a.
— Zabierzcie go do Lawliet.
— Po co cię przysłała? — zapytała Jack, nie do końca dowierzając, że to ona zadaje to pytanie. Jej ciekawość z dnia na dzień wzrastała. Zaczęła zadawać zbyt wiele pytań i interesować się rzeczami, które nigdy wcześniej jej nie obchodziły.
— Wiedziała, że są z was wszystkich zbyt porywcze smrody, więc jestem, żeby powstrzymać was przed ewentualnymi bójkami — uśmiechnęła się ciepło. Jej nos nagle nerwowo się poruszył, zaciągnęła się powietrzem i zrozumiała, że odrobinkę się spóźniła. Zerknęła na podniesioną z ziemi nogę Jack. — Świetnie.
— To nic wielkiego — mruknęła wadera i ruszyła w kierunku lasu, kuśtykając. Wiedziała, że nie miała racji. Basior mocno wyszarpał jej nogę. Nienawiść Jack do tego intruza natychmiast skoczyła w górę o kilkanaście poziomów. Nowa złość zalała jej mózg niczym nacierający rój mrówek. Przystanęła i zerknęła przez ramię na również zakrwawionego samca, planując ponowny atak.
— Jack, nie! — krzyknęła Shuien, ale Dream Runner zdążyła już wybić się w powietrze i ukazać błyszczące kły.
Mocarzu? :3
Alfa pomiędzy kolejnymi liźnięciami swojego różowawego futra tłumaczyła czwórce łowców cel ich wycieczki oraz opisywała drogę, jaką obiorą. Ku nieszczęściu Dream Runner — pod przewodnictwem Aomine. Od momentu, gdy wilczyca usłyszała jego imię po słowach: "Dowodzić wam będzie..." patrzyła na niego spode łba, skrycie marząc o wydłubaniu mu oczu rozgrzanym do czerwoności patykiem. Ale nie dała po sobie poznać swojej złości. Nie mogła. Była nowa w watasze — musiała więc zachować pozory względnej normalności.
— Obierzcie kurs na Spiczaste Skały, później na Baranią Polanę. Jest duża szansa, że po odejściu owiec znajdziecie innych roślinożerców w tamtych stronach — Lawliet ucichła na moment, nagle pogrążając się w myślach. Dream Runner westchnęła ze zniecierpliwieniem, wyrywając Alfę z zamyślenia. — I uważajcie. Darwish Soul powiedział, że w dalekich zakątkach naszego terytorium widziano nieznanego wilka. Jeśli znajdziecie go, przepędźcie lub przyprowadźcie do mnie.
— Tak jest, Lawliet — mruknął Aomine tak pustym i lekceważącym głosem, jakby sam w swoje słowa nie wierzył. Jack podniosła się na cztery łapy i niechętnie pomaszerowała za samcem, a dwa kolejne wilki ruszyły zaraz za nią. Jack czuła jak jej mięśnie się napinają, a ochota skoczenia na Aomine i odgryzienia mu łba wzrasta. Musisz pozostać spokojna, upomniała się. Będziesz miała szansę przewodzić wielu patrolom łowieckim. Spokojnie.
Wyszli w las i przemierzyli prawie całą drogę w absolutnej ciszy. Dopiero pod koniec Thana podeszła do Dream Runner i szepnęła jej do ucha, że wyczuwa nieznaną woń. Jack skinęła jedynie głową, nie wydając z siebie nawet pojedynczego pomruku... Bo sama wyczuwała ten zapach.
Zapach wilka. Zapach intruza.
Zbliżali się do Baraniej Polany, a smród stale znajdujących się tam fekalii zdecydowanie stał się wyraźniejszy. Tak samo jak zapaszek nieznanego wilka. Jack odnalazła pęczek ciemnej sierści należącej do intruza, a Asami miejsce, w którym załatwił potrzebę fizjologiczną. Nie było wątpliwości — przechodził tamtędy, a patrol deptał mu po piętach.
Nie było jednak czasu szukać intruza, trzeba było znaleźć pożywienie, by wyżywić rosnącą grupę, w której — według Jack — znajdowały się paszcze godne i niegodne jedzenia, a obie grupy musiały zostać nakarmione. Tak nakazywała Alfa, a jej Jack nie mogła się sprzeciwić. Jeszcze nie.
— Asami i Thana, idźcie na wschód i obserwujcie polanę. Nie wychodźcie spomiędzy drzew — polecił im Aomine i dwie wilczyce udały się we wskazaną im stronę. — Dream Runner, zostań tutaj, gdyby jakaś łania postanowiła uciec do lasu. Złapiesz taką bez trudu. Ja pójdę i zagonię ewentualne jelenie do was.
Jack jedynie wzruszyła ramionami i podeszła bliżej do krzewów, które ogradzały las od wysokiej trawy pokrywającej polanę. Położyła się i obserwowała. Aomine odszedł, Asami i Thana prawdopodobnie już dawno ustawiły się na odpowiednich pozycjach — pozostawało więc czekać.
Niedługo potem na polanie pojawiło się niewielkie stadko kopytnych roślinożerców. Coś przykuło jednak uwagę Jack bardziej niż zbliżający się smaczny posiłek — w trawie w stronę łań skradał się czarny wilk. Dream Runner obserwowała jego nieudolną próbę zaskoczenia zdobyczy. Kretyn, parsknęła w duchu. Jak można nadepnąć na patyk? Nie odważyła się jednak zaśmiać, siedziała cicho jak mysz, która ukrywa się przed drapieżnikiem. Gdy czarny wilczur wyskoczył i rzucił się do pogoni za jeleniami, Jack na chwilę wstrzymała oddech. Wilk był ogromny, potężny, zbudowany na kształt doskonałej maszyny do zabijania. Nie mogła odmówić mu imponującego wyglądu, choć na głos na pewno nigdy by tego nie przyznała.
Wilk zanim jeszcze zdążył dopaść nieporadnego cielaka, Jack wyskoczyła spomiędzy krzaków i pognała w stronę zdobyczy. Gdy nieznajomy trzymał zwierzę za tylną nogę, ona zadała śmiertelny cios. Krew trysnęła jej na pysk, przyjemny zapach zbliżającego się posiłku naćpał wszystkie jej zmysły. Doskonale, pomyślała, teraz trzeba się tylko pozbyć tego kogoś i po problemie.
Wilczur warknął na Jack, osłaniając zdobycz tak jak matka chroni szczenięta przed agresorem. Dream Runner odwarknęła zdecydowanie, ukazując długie kły. Nie zamierzała stracić tak łatwo upolowanego posiłku.
— Odejdź! — mruknęła, podchodząc bliżej i, zanim wilk zdążył zrozumieć, co się dzieje, odepchnęła go łbem od martwego jelonka. Tak jak Jack przewidziała, intruz rzucił się na nią bez wahania, była jednak na to przygotowana. Skoczyła do góry, nie zbyt wysoko, ale wystarczająco, by samiec przeleciał pod nią. — Pudło.
— Nie waż się tknąć tego cielaka — z głębin jego ciała dobiegł głośny bulgot.
— Czyżby pieseczek był głodny? — Jack postanowiła chwilę podroczyć się z czarnuchem, więc wyciągnęła łapę i położyła ją na brzuchu cielęcia. — Dotknęłam. Co teraz?
Nie dane jej było długo czekać na odpowiedź. Wilk ponownie na nią skoczył. Tym razem stawiła mu czoła, odpychając się tylnymi nogami i uderzając w niego jeszcze w powietrzu. To basior pierwszy dotknął ziemi, przyjmując na siebie całą siłę uderzenia. Przeturlali się kilka metrów, zanim zatrzymał ich powalony pień. Jack gryzła i drapała przeciwnika, ten zaś szarpał jej tylną nogę swoimi długimi zębami. Powarkiwania, krzyki bólu i szczeknięcia poinformowały trzech członków watahy o rozstrzygającej się walce. Pojedynek przerwał Aomine, znikąd wskakując na czarnego wilczura i przewracając go na ziemię. Jack natychmiast wyrosła na wszystkie cztery łapy... no dobra, tylko trzy, bo czwarta mocno krwawiła i nie zdołałaby utrzymać ciężaru Dream.
— To ten intruz! — zawołała nadbiegająca Thana. Za nią Asami taszczyła sporą łanię.
— Thana, pomóż jej! Przecież zaraz padnie na zawał, jeśli jeszcze metr sama będzie ciągnąć tę biedną sarnę! — zawołała zdenerwowana i nabuzowana ogromną dawką adrenaliny Jack. Biało-niebieska wadera rzuciła się na pomoc Asami, by bardziej nie irytować zwiadowczyni. — Co my tu mamy? Zróbmy z niego stracha na wróble. — Rzuciła Dream Runner, wskazując pyskiem dyszącego basiora.
— Za brzydki! Zamiast odstraszać, zabijałby. Wszystko padałoby martwe po spojrzeniu w jego straszne ślepia — parsknął Aomine.
— To komplement — intruz uśmiechnął się chytrze. Strateg spojrzał na niego z góry, mściwe iskierki zatańczyły w jego niebieskich oczach. Napiął mięśnie łap i już zamierzał uderzyć nieznajomego prosto w pysk, gdyby nie krzyk Shuien.
— Nie waż się go tknąć!
Cała piątka spojrzała na wychodzącą spomiędzy drzew Betę. Szła w towarzystwie Kenway'a.
— Zabierzcie go do Lawliet.
— Po co cię przysłała? — zapytała Jack, nie do końca dowierzając, że to ona zadaje to pytanie. Jej ciekawość z dnia na dzień wzrastała. Zaczęła zadawać zbyt wiele pytań i interesować się rzeczami, które nigdy wcześniej jej nie obchodziły.
— Wiedziała, że są z was wszystkich zbyt porywcze smrody, więc jestem, żeby powstrzymać was przed ewentualnymi bójkami — uśmiechnęła się ciepło. Jej nos nagle nerwowo się poruszył, zaciągnęła się powietrzem i zrozumiała, że odrobinkę się spóźniła. Zerknęła na podniesioną z ziemi nogę Jack. — Świetnie.
— To nic wielkiego — mruknęła wadera i ruszyła w kierunku lasu, kuśtykając. Wiedziała, że nie miała racji. Basior mocno wyszarpał jej nogę. Nienawiść Jack do tego intruza natychmiast skoczyła w górę o kilkanaście poziomów. Nowa złość zalała jej mózg niczym nacierający rój mrówek. Przystanęła i zerknęła przez ramię na również zakrwawionego samca, planując ponowny atak.
— Jack, nie! — krzyknęła Shuien, ale Dream Runner zdążyła już wybić się w powietrze i ukazać błyszczące kły.
Mocarzu? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz