Szczerze powiedziawszy, nigdy nie spotkałem się z tak rozpromienioną, a zarazem piękną istotą, która mimo, iż patrzyła w ślepia samej śmierci umiała się zaśmiać i odegnać lęk, co wyraźnie mnie zniechęciło. Wszakże czerpałem przyjemność z cudzego cierpienia i strachu, a... Asami? Ta... imię równie piękne jak jego posiadaczka, chociaż przyznaję to z lekką niepewnością.
- Zawsze jesteś taka śmiała? - Spytałem szczerze rozbawiony, ponieważ od dłuższego czasu zaczęła trawić mnie ciekawość. Pragnąłem dowiedzieć się o niej więcej...
- Eee... Tak. - Odpowiedziała pewna siebie samica uśmiechając się do mnie po raz kolejny co było z lekka intrygujące. Dziwne, a zarazem przyjemne ciepło wypełniło mnie od środka, chociaż na wierzchu wciąż emanowałem chłodem i obojętnością.
- Daleko do tej Alfy? - Zmieniłem szybko temat po dość długiej chwili milczenia.
- Nie. - Odparła nadal łagodnie wadera po czym wskazała swą łapą dość sporą jaskinię, która znajdowała się naprzeciw nas i, której ja nie zdołałem przedtem zauważyć przez zarośla i krzaki, które okryte były teraz cienką warstwą świeżego śniegu. Widząc na progu jaskini widoczny zarys wilczej sylwetki, przyspieszyłem, a Asami, która nie chciała stracić mnie z oczu wyrównała do mnie. Alfa nas zauważyła, ale swoje wyniosłe spojrzenie utkwiła właśnie we mnie jakbym nie było jej dane jeszcze oglądać stworzenia tak znudzonego własną egzystencją.
- Witaj Asami. - Mówiąc to uśmiechnęła się ciepło w stronę towarzyszącej mi wadery. Samica również ją przywitała i przeszła do wyjaśnień. Oczywiście, musiałem się wpierw przedstawić i zmusić się do ukłonu by okazać chociaż trochę kultury i poloru. Alfa zgodziła się bez wahania, chociaż wyraźnie obawiała się czy przyjęcie kolejnego zabójcy do watahy jest dobrą decyzją. Cóż, do niczego innego się nie nadawałem i lepiej żebym niósł śmierć z precyzję, niż żebym bezskutecznie próbował swych sił w polowaniu. Słysząc zgodę pospiesznie wyszedłem z jaskini ograniczając się tylko do cichego pożegnania i dorzucenia pustego słowa "dziękuję". Asami, rzecz jasna, dogoniła mnie chociaż za wszelką cenę próbowałem ją zgubić wśród drzew.
- Unikasz mnie? - Spytała jakby lekko urażona, a ja w odpowiedzi zaśmiałem się dość szyderczo co chyba nie spodobało się mojej towarzyszce. - Założę się, że nawet nie znasz tych terenów. - Powiedziała już pewniej siebie po czym uniosła "brew" do góry uświadamiając mi, że nie mam innego wyboru. Wydałem więc z siebie dość nieprzyjazny i gniewny pomruk po czym podszedłem do niej zatrzymując się dopiero w dystansie dwóch metrów, chociaż to i tak było dla mnie zbyt blisko. - Mam rację? - Spytała jakby chciała usłyszeć moje krótkie "tak".
- Będziesz taka litościwa i mnie oprowadzisz? - Spytałem z nutą sarkazmu w tonie, a wadera jeszcze raz się uśmiechnęła, chociaż tym razem był to bardziej szelmowski, niż ciepły gest.
- Jeśli chcesz...
- A więc prowadź. - Powiedziałem energicznie po czym ruszyłem przed siebie z pewnością, że skierujemy się właśnie w tamtą stronę.
- Eee, Kenway? Może lepiej pójdziesz za mną. - Upomniała mnie z śmiechem podkreślając z szczególnością me imię, które brzmiało w jej "ustach" niezwykle dźwięcznie i delikatnie, a bynajmniej lepiej, niż wypowiadali je moi wrogowie. Tak więc, ruszyłem za nią, chociaż z niechęcią szedłem przy niej i karciłem się w duchu za to, że w ogóle się zgodziłem, chociaż mogło być do dla mnie nowym doświadczeniem... Wieki minęły od czasu gdy ostatni raz otworzyłem do kogoś pysk, więc starałem się nie narzekać na towarzystwo tak, wydaje się, anielskiej istoty i z uwagą słuchałem jak opowiada mi o każdym miejscu do, którego doszliśmy, jakby spędziła tu całe swoje dzieciństwo.
- Czy pan Kenway jest zadowolony? - Spytała, gdy zaczęło jej doskwierać me milczenia, które trwało już dobre, piętnaście minut.
- Tak... Myślę, że tak. - Odparłem beznamiętnie rozglądając się dookoła podziwiając piękno polany, którą otulał teraz biały, a zarazem zimny puch od, którego pragnąłem się uwolnić. Przez tą drobną chwilę nieuwagi Asami zdążyła zrobić dość sporą śnieżkę i cisnąć ją we mnie jakby chciała się przekonać jak na to zareaguję. Od razu gdy poczułem zimno obruszyłem się jak gdyby ukłuty szpilką co wywołało u wadery głośny śmiech. Mimo, iż nie miałem bladego pojęcia o "wojnach na śnieżki" zlepiłem na szybko jakąś kulę i wycelowałem w samicę, która jednak uniknęła jej i posłała mi tryumfalny uśmiech. Asami znów przystąpiła do lepienia śnieżnej kuli, a ja poszedłem w jej ślady próbując ją przy tym prześcignąć.
Asami? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz