środa, 30 grudnia 2015

Od Mocarnego CD Jack (do Jack lub Lawliet)

Myślałem, że to koniec. Zostałem otoczony przez patrol tutejszej watahy. Źle zrobiłem. Trzeba było najpierw sprawdzić czy tereny są zamieszkane, zanim zaczęło się polować. Teraz czekało mnie jedno - zagryzienie lub wypędzenie. To już zależy od ich Alfy. Usiadłem na tyłku jak nafochany szczeniak i czekałem.Obca wilczyca na którą wołali Jack kulała. Mówiąc krótko mocno skaleczyłem jej tylną nogę. Była wściekła, to było widać.
Jednak nim się spostrzegłem wykonała obrót i skoczyła na mnie z rozdziawioną szczęką.
Nie zdążyłem się uchronić. Położyłem uszy po sobie, schyliłem głowę, gdy Dream Runner boleśnie wbiła mi się w kark. Pokazałem agresywnie kły po czym zciągnąłem ją z siebie, brutalnie uderzając ją o grunt, aż zebrał się kurz. Wilki warknęły na mnie, lecz miałem wrażenie że niechętnie do mnie podejdą. Najeżyłem sierść na wstającą waderę, która zdążyła już wykaszleć trochę krwi i otrzepać się z kurzu. Rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Chciała zaatakować mnie znowu, lecz jedna z wader ją powstrzymała.
- Zabierzmy go do Alfy - westchnęła niska niebiesko-szara wadera. Westchnąłem. Co prawda mało mnie obchodziło co ze mną zrobią -równie dobrze mógłbym wyrwać im się, jednak w głebi duszy chciałem zobaczyć ich watahę.
- Dalej! - warknął władczo jeden z wilków, machnął głową na resztę i popędził w stronę lasu. Jedna z patrolu popchnęła mnie brutalnie pyskiem na co kłapnąłem na nią szczęką. Dream Runner szła niedaleko. Patrzyła na mnie groźnie, miałem wrażenie, że jej lapisowe oczy wciąż mnie śledzą. Położyłem uszy i spojrzałem przed siebie. Patrol prowadził mnie przez las - pachniało tu mocno wilczym moczem. Ukształtowanie terenów rosło w lekką dolinę, obrośniętą niezbyt gęsto wysokimi sosnami. Gdzie niegdzie znajdowały się ogromne skały, wystające z podłoża. Wędrówce towarzyszyło szuranie wilczych łap o leśną ściółkę, stłumione oddechy pyszczków z wywalonymi jęzorami. Co chwila ktoś mnie trącał, zaczynało mnie boleć gardło od ostrzegawczych warknięć. Niech sobie nie pozwalają. Gdybym miał powód rozszarpałbym cały patrol na strzępy. Albo bym zwiał. Po jakimś czasie, na skałach zaczynały pojawiać się inne wilki.
Z obniżonymi głowami, wpatrywały się we mnie nieruchomym wzrokiem, śledziły, niczym głodne bestie. Parę osobników, niczym złote strzały przeskakiwały ze skały na skałę.
Przed nosem przebiegła mi bardzo ładna wilczyca o pięknym białym ogonie w srebrno-bure łaty. Mimowolnie obejrzałem się za nią, lecz Jack warknęła, bym się pilnował.
Stąpałem niezgrabnie, łamiąc każdą możliwą gałązkę.
Dotarliśmy do serca watahy - przynajmniej tak mi się wydawało. Wilki kłębiły się wokół.
Na najwyższej skale wygrzewała się wilczyca. Wyglądała jak każdy wilk - gdyby nie nietypowa kasztanowa sierść, mieniąca się na różowo. Uniosła głowę wpatrując się we mnie twardo. Wytrzymałem jej spojrzenie.
< Jack bądź Lawilet? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz